Tegoroczny urlop postanowiliśmy spędzić z Mężem na Węgrzech. Wybraliśmy się, m.in. do Egeru i Tokaja, jak również zwiedziliśmy ich okolice. Jak można się domyślić, w naszej wycieczce nie zabrakło miejsca na spotkania z przyrodą. Najlepszą okazją ku temu na Węgrzech jest wizyta w Hortobagy, największym węgierskim parku narodowym. W Wikipedii możemy przeczytać, że park ten obejmuje tereny pierwotnego stepu, tzw. puszty, charakterystycznej dla tego kraju. Jest to niesamowite miejsce, a dojazd do niego równie niezwykły. Chyba nigdy jeszcze nie jechaliśmy tyle kilometrów idealnie prostą drogą. Naprawdę, aż chciało się depnąć po garach, ale Węgrzy nie jeżdżą zbyt szybko. Nie chcieliśmy więc się wyróżniać i przykładnie jechaliśmy max 120 km/h. Może i dobrze, bo przynajmniej mieliśmy czas by podziwiać tamtejszą przyrodę. Zatrzymaliśmy się w miejscowości Hortobagy. Nocleg mieliśmy wspaniały, w wielkim domu, z piękną zagrodą i oczkiem wodnym. Początkowo byliśmy tam zupełnie sami. Po rozpakowaniu się i chwili odpoczynku, podjechaliśmy parę kilometrów do miejsca skąd można było wejść do parku. Hortobagy jest bowiem ogrodzone, a wejście do niego zamknięte bramkami. Trzeba więc kupić bilet by móc podziwiać jego bogatą awifaunę. Niestety tego dnia (11 sierpnia, niedziela), park był zamknięty. Ponadto, nieco zrzedła nam mina, kiedy zobaczyliśmy, że otwarcie nastąpi w poniedziałek o...9 czy 10 rano. Na birdwatching to niedorzeczna godzina, zwłaszcza latem, kiedy godzina 8 to już dla ptaków południe. Oczywiście, mogliśmy sforsować bramki (co wcale nie było trudne), niemniej jednak, jako uczciwi ptasiarze, postanowiliśmy poczekać na ich otwarcie. Niemniej jednak, skoro już przywiało nas pod bramy parku, stwierdziliśmy, że pospacerujemy po okolicy i zobaczymy czy jest tu coś ciekawego. I nie zawiedliśmy się. Już chwilę po zejściu z parkingu, idąc w stronę znajdującego się nieopodal pola i rzeczki, zobaczyliśmy uroczego skowronka:
(z podniesionym czubkiem)
Parę kroków dalej, natknęliśmy się na spore stado wróbli:
Kiedy natomiast doszliśmy na wspomniane pole czy łąkę, zobaczyliśmy parę bocianów białych:
Nieco dalej, na drugim końcu łąki, zobaczyliśmy stado gęgaw, odpoczywające w promieniach zachodzącego słońca:
Jak również stado śmieszek w towarzystwie czapli siwej:
Kiedy tak staliśmy i przeczesywaliśmy lornetką zgromadzone na polu ptactwo, Mąż w pewnym momencie stwierdził, że może wśród tych ptaków są jakieś warzęchy. Ja na to, że tak, jasne. I patrzę dalej przez lornetkę, kieruję ją w lewy róg pola i...no, mówisz i masz - jest warzęcha:). Szczena w dół. Niewtajemniczonym wyjaśnię, że warzęchy są rzadko u nas spotykanym, dość egzotycznym gościem. Należą bowiem do ptaków brodzących z rodziny ibisów. W naszym kraju mają status zalatujących rzadko. Charakterystyczną cechą tych ptaków jest długi łyżkowato zakończony dziób, co sprawia, że gatunek ten z bliska jest nie do pomylenia. Z daleka można je jedynie wziąć za którąś z białych czapli (za Collinsem). Obserwowany przez nas osobnik stał sobie spokojnie na ziemi w otoczeniu śmieszek oraz dwóch dużych mew (niestety nie wiem jakiego gatunku). Nad nim na wyschniętym konarze siedziała wrona. Poniżej zamieszczam parę fotek zaobserwowanej warzęchy. Dodam jeszcze, że była to dla nas pierwsza obserwacja tego pięknego ptaka, którego z radością dodałam do mojej krajowej listy:
Na poniższych fotkach dobrze widać charakterystyczny dziób warzęchy, w kształcie wydłużonej łyżki:
Jest to pierwszy zaobserwowany przez nas gatunek z rodziny ibisów. W Polsce warzęchy są wielką rzadkością i każde ich pojawy zgłaszane są na portalu birdwatching.pl oraz do Komisji Faunistycznej. Na Węgrzech natomiast ptak ten jest pospolity. Odnośnie opisywanego spotkania, można powiedzieć, że dobrze trafiliśmy, bo chwilę później warzęcha gdzieś się ulotniła i już jej nie zobaczyliśmy. Poniżej fotka miejsca, w którym była warzęcha. Stała pod tym konarem, na którym siedzi wrona:
(być może warzęcha jest jeszcze po lewej, ale nie jestem pewna)
Poza opisanym spotkaniem, mieliśmy okazję zaobserwować niezwykle piękną czajkę. Tzn. ptaki tego gatunku w ogóle są bardzo ładne, ale ta wydała mi się szczególnie urodziwa:
Ślicznotka:):
Poza tym, na zwiedzanych przez nas polach sporo było czapli siwych:
Wśród tego zacnego ptasiego towarzystwa, przechadzała się również młodociana pliszka żółta (także zacny gatunek;)):
Po dachach pobliskich domów przeganiały się liczne mazurki:
Natomiast na drzewach siedziały pojedyncze wrony:
(a na gałęzi poniżej wrony - pliszka żółta; dopiero pisząc ten wpis ją zauważyłam;))
Jak wspomniałam wcześniej, obok tego pola/łąki płynęła niewielka rzeczka, stwarzając wspaniałe warunki do żerowania nie tylko dla czapli ale także dla kaczek oraz ptaków siewkowych. Kaczki godnie reprezentowały krzyżówki:
Natomiast z ptaków siewkowych - tu kolejna niespodzianka - zauważyliśmy brodźce śniade. Co ciekawe, zaledwie dwa miesiące wcześniej spotkaliśmy je po raz pierwszy w Goliszowie (o czym pisałam w poprzednim poście), a teraz po raz kolejny na Węgrzech. Zdziwiło mnie jednak, że tym razem brodźce te przybrały już szatę zimową. W sumie dopiero był sierpień i to mnie trochę zmyliło, gdyż najpierw myślałam, że obserwujemy brodźce piskliwe a potem, że krwawodzioby. Ale po zajrzeniu do mojego ptasiego przewodnika i konsultacji z Mężem jestem pewna - to brodźce śniade, z tym, że - najwyraźniej - już w zimowym wdzianku;). Załączam kilka fotek brodźców oraz krzyżówek:
Zapraszam też do obejrzenia filmiku z żerującymi brodźcami śniadymi oraz krzyżówkami. Na nagraniu dobrze widać charakterystyczne, nieco "nerwowe" zachowanie brodźców śniadych w czasie żerowania:
Jak widać, nasz pobyt w Hortobagy, mimo opisanego wyżej falstartu, zaczął się niezwykle ciekawie. Znaleziona przez nas miejscówka była niezwykle interesująca i w pełni zrekompensowała nam niemożność wejścia na stawy:
Staliśmy tam aż do wieczora i podziwialiśmy tamtejszą przyrodę i mnogość ptasiej gawiedzi. Tuż po zachodzie słońca, do ptasiej gromady dołączyły czapla biała oraz kląskawka (samiec), którym zrobiliśmy ciekawe ujęcia w wieczornym świetle:
Wracając natomiast do naszego noclegu, przejechaliśmy przez centrum Hortobagy, gdzie mogliśmy podziwiać wszechobecne bociany białe. Pięknie przy tym prezentowały się na tle różowo-szarego nieba:
Boćki na latarni i w ogóle wszędzie:
A na dobranoc, śliczne osiołki:
Z młodym:
W końcu już poczuliśmy się zmęczeni i stwierdziliśmy, że czas wracać do hotelu. Tym bardziej, że następnego dnia czekało nas poranne wstawanie. Jak sugeruje tytuł niniejszego posta, opisane spotkanie z warzęchą było pierwszym lecz nie jedynym. Ale o kolejnych obserwacjach tego niezwykłego ibisa, jak również o wielu innych, będzie już w następnych postach. Tymczasem, na dobranoc, pogrążające się powoli we śnie, zmęczone letnim upałem Hortobagy...: