W dzisiejszym poście przenosimy się na Górny Śląsk, gdzie tradycyjnie spędziliśmy część naszego urlopu. Oczywiście, nie mogliśmy nie skorzystać z okazji, by nie zawitać na jeden z naszych ulubionych i, w naszej ocenie, najpiękniejszych kompleksów stawowych, mianowicie - Wielikąt. Pierwszy raz wybrałam się tam z Mężem i Małą w dniu 21 sierpnia do południa. Pogoda była przepiękna, cudne słońce i ciepło (nie to, co teraz za oknem, ech...). Wielikąt powitał nas pięknymi widokami:
(na ścieżce jakiś ptak wróblowy, być może właśnie wróbel)
Na samych stawach, jak zwykle o tej porze roku, królowały łabędzie nieme oraz łyski. Piękne to były obrazki; biało-czarne stada w świetle promieni porannego słońca:
(zwłaszcza łysek były ogromne ilości; wyglądały jak mrówki na wodzie, do tego dość szybko się poruszały):
Fajnie to widać na poniższym nagraniu:
https://www.youtube.com/watch?v=F6CGxp5HRiE
Piękne łabędzie nieme:
I w locie:
https://www.youtube.com/watch?v=nqycHDKIU-Q
Poza tym widzieliśmy również młodociane mewy białogłowe:
Perkozy dwuczube:
Oraz rybitwę, najpewniej rzeczną:
Spacerując dalej, w głąb kompleksu, zobaczyliśmy młodocianą łyskę:
Na "skrzyżowaniu" alejek wypoczywały łabędzie nieme, pięknie się przy tym prezentując:
Po jakimś czasie postanowiliśmy zakończyć birdwatching i udać się do Tworkowa, gdzie byliśmy umówieni na spotkanie z Koleżanką. Kiedy wychodziliśmy z kompleksu, nieco podskoczyła mi adrenalina, kiedy musieliśmy przejść obok stojących u wyjścia stada łabędzi niemych. Wcześniej były bliżej wody, a teraz zajęły pół drogi. Przyznam, że po raz pierwszy odczułam strach przed ptakami. Ale chyba nic dziwnego - głowy łabędzi sięgały mi prawie po pachy, a w pamięci wciąż mam przeczytane kiedyś opowieści o tym, jak to łabędź potrafi dotkliwie podziobać...:
Udało nam się jednak przejść obok nich bez szwanku. W tym miejscu wspomnę jeszcze, że wychodząc z Wielikąta zauważyliśmy, stojący w pobliżu naszego, samochód na gliwickich rejestracjach. Jest to istotne w kontekście dalszej części niniejszego posta;). Tymczasem, ruszyliśmy do Tworkowa, obserwując po drodze kilka czapli obu naszych najpopularniejszych gatunków (tj. siwych i białych):
A wieczorem na jednym z ptasich portali przeczytałam, że...dokładnie w tym czasie kiedy my byliśmy na stawach, przebywała tam też kazarka rdzawa. To rzadko pojawiający się u nas ptak z rodziny blaszkodziobych, bliski krewniak ohara. A zaobserwował go znany w świecie ptasiarzy ornitolog z Gliwic właśnie. Czyli to on był w Wielikącie w tym samym czasie co my i wtedy właśnie zaobserwował kazarkę. Ciekawy zbieg okoliczności. Napisałam więc do niego z pytaniem o lokalizację "znaleziska". W odpowiedzi przysłał mi współrzędne z googlową pinezką. Postanowiłam więc pojechać jeszcze raz do Wielikąta następnego dnia. I pojechałam tam 22 sierpnia po południu. GPS zaprowadził mnie do wjazdu od przeciwnej strony niż ta, którą wjechaliśmy dzień wcześniej. Zatrzymałam się koło wielikąckiego gospodarstwa rybnego i weszłam pomiędzy prowadzące do kompleksu drzewa. Tego dnia również było ciepło ale słońce po południu już zaszło i między tymi drzewami było trochę ciemnawo. Udało mi się jednak zobaczyć jastrzębia polującego na kury przy jednym ze znajdujących się przy stawach domostw. Bardzo ciekawa obserwacja, choć, oczywiście, o udokumentowaniu tej scenki nie mogło być mowy. Kiedy już wydostałam się z zarośli, na drodze przede mną kolejna przeszkoda - łabędzie nieme. Zastawiły dosłownie całą drogę. Jednak jechali jacyś rowerzyści, więc szybko "podpięłam się" pod nich i przebiegłam koło ptaszorów. Przeszłam kawał drogi główną groblą, następnie skręciłam w lewo i dalej drałowałam pośród trzcin według wskazań GPSa. Jednak, kiedy stanęłam przy stawie, na którym miała przebywać kazarka, okazało się, że jest on ogromny i jego przejście naokoło trwałoby chyba ze trzy godziny. Tyle czasu, oczywiście, nie miałam, więc tylko sfotografowałam ptaki widoczne z miejsca, w którym się zatrzymałam. Kazarki rdzawej jednak wśród nich nie było. Były natomiast głowienki:
W końcu uznałam, że czas wracać. Jednak od samochodu dzieliło mnie jeszcze stado pięknych aczkolwiek dość groźnie wyglądających łabędzi niemych. Tym razem żaden rowerzysta nie jechał, a ja bałam się przejść obok. Kiedy bowiem zbliżałam się do ptaków, zaczynały wykazywać zainteresowanie moją osobą, a jeden nawet zaczynał syczeć...Stałam tak chyba z 15 minut. W końcu jednak pojawili się ludzie na rowerach. Ptaki się rozsunęły, a ja przebiegłam między nimi i poszłam do samochodu. Uff, mimo braku kazarki, niezłe to były emocje;). Poniżej fotki "strasznych" łabędzi niemych:
(po prawej - syczący łabędź)
(ten najbliżej na trawie, nie spuszczał ze mnie oczu)
I młodociana mewa białogłowa, którą zaobserwowałam stojąc przy łabędziach:
Podsumowując, to był bardzo ciekawy birdwatching, m.in. dlatego że dowiedziałam się czegoś nowego o sobie - boję się łabędzi niemych;). A na kazarkę rdzawą musimy jeszcze poczekać. Na zakończenie niniejszego posta, parę fotek z Żywca:
(młodociany dzięcioł duży z 24 sierpnia)
(gawrony z 28 sierpnia)
(oraz sierpówki z 29 sierpnia)
Poza tym parę migawek z Dolnego Śląska, ze Studnicy z 08 sierpnia:
(wróble)
(błotniak stawowy)
Oraz samica wróbla z 14 sierpnia (nie pamiętam skąd;)):