niedziela, 24 lipca 2016

Wieczorne zmagania z wilgami.

Jak już pisałam w poście poświęconym tym pięknym ptakom, obserwacja wilg nie jest rzeczą łatwą. Ptaki te, ze względu na skryty tryb życia prowadzony w koronach drzew, płochliwość i duży dystans ucieczki, niełatwo dostrzec a jeszcze trudniej zrobić im dobre zdjęcie. Czwartkowe spotkanie z wilgami było w zasadzie pierwszym w tym sezonie. 

Zacznę jednak od Koziego Stawu, który zresztą stanowi początek znacznej części moich obserwacji. W czwartek zanotowałam, że do piskląt czernic dołączyły młode krzyżówki, aczkolwiek nie w tak dużych ilościach jak te pierwsze:


Czernicowych piskląt oczywiście też nie zabrakło. Tym razem obserwowałam jak jedno z nich ćwiczyło się w zdobywaniu pożywienia na wyspie na Kozim Stawie:


W głębi parku natomiast zobaczyłam młodego kosa, który siedział na gałęzi jednego z drzew i przyglądał się spacerowiczom:


Natomiast kiedy przechadzałam się lipową alejką w pobliżu ogródków działkowych, usłyszałam charakterystyczne skrzeczenie, dobiegające z korony jednego z drzew. Głos niewątpliwie należał do wilgi. W tym miejscu wypada wspomnieć, że ptaki tego gatunku wydają zasadniczo dwa rodzaje głosów. Jeden z nich, to melodyjna fletowa pieśń godowa, a drugi to właśnie wspomniane skrzeczenie, które najprawdopodobniej służy komunikowaniu się (tzw. głos kontaktowy). Wracając do czwartkowego spaceru, jak tylko usłyszałam ten głos, zadarłam głowę do góry, ale niczego nie udało mi się wypatrzyć w gęstwinie zielonych liści. Za to sfotografowałam dzwońca siedzącego na drzewie w jednym z ogródków działkowych:


Kiedy ptak odleciał, ruszyłam dalej na wały. A tam...znów usłyszałam wilgę. Głos dobiegał z przeciwległego brzegu rzeki, z korony jednego z drzew. Spojrzałam więc przez lornetkę i po paru chwilach zobaczyłam młodocianą wilgę, siedzącą na gałęzi i wydającą skrzekliwy głos. Teraz trzeba było znaleźć sposób jak zrobić jej fotkę. A nie jest to proste, gdyż aparatem o wiele trudniej namierzyć ptaka niż lornetką. W takich sytuacjach najlepszym (i często jedynym) wyjściem jest ustalenie jakiegoś punktu orientacyjnego. Dla mnie takim punktem stał się...grzywacz, który siedział na gałęzi w pobliżu wilgi. Po namierzeniu aparatem gołębia, wystarczyło pokierować obiektywem nieco w prawo i w górę. Tak też zrobiłam i wilga została uwieczniona:

A po obejrzeniu zrobionej fotki - niespodzianka - bo okazało się, że nad wilgą, którą zobaczyłam jako pierwszą, siedzi drugi osobnik, zapewne też młodociany. Nie zobaczyłam go jednak wcześniej, gdyż była to już późna pora i zaczynało robić się ciemno. Jeszcze parę fotek z tego niezwykłego spotkania:




I, oczywiście, krótka dokumentacja filmowa (na pierwszym filmiku, mniej więcej od 20 sekundy, słychać skrzeczenie wilgi):

https://www.youtube.com/watch?v=eizGCzW8-5g

https://www.youtube.com/watch?v=m-sVGbE_rkc

Stałam przy tych wilgach chyba ze dwadzieścia minut, aż w końcu naprawdę zaczęło robić się ciemno i dalsze fotografowanie w tym i tak kiepsko oświetlonym miejscu stało się bezcelowe. No więc, skierowałam się już w stronę mieszkania. Przy parkowym boisku udało mi się jeszcze uchwycić kwiczoła, tym razem w industrialnym otoczeniu:



A przy wyjściu z parku, na dobranoc - zawsze czujne grzywacze:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz