piątek, 23 marca 2018

Poranna wyżerka z pełzaczem, sikorkami i czeczotkami.

Po małej przerwie na Miłkowice, powrót do parkowych klimatów. Jak już wiadomo Czytelnikom niniejszego bloga, mroźne dni to wspaniała okazja do obserwacji ptaków, które gromadzą się w stada by wspólnie żerować w ten trudny dla nich czas. Dodatkowo, zimowa aura często pozwala zobaczyć mieszane grupki różnych gatunków, które poza sezonem zimowym nie występują razem bądź wręcz się unikają. Dlatego też, chociaż czasami zimno naprawdę daje się we znaki, to jednak mimo dziesięciu (i więcej) kresek na minusie, ubieram się ciepło i wychodzę do parku. Tak też było w niedzielę, 04 marca. Już przy samym wejściu, przy głównej alejce spotkałam sójkę. Po raz kolejny przedstawiciel tego gatunku zaskoczył mnie niezwykłymi umiejętnościami naśladowania różnych odgłosów. W jednym z poprzednich postów zamieściłam filmik z dziwnym śpiewem sójki, teraz robię to znowu, ale naprawdę warto posłuchać. Ptak wydawał dźwięki, które najpierw brzmiały trochę jak rżenie zachrypniętego konia, a potem pojawiały się jakieś takie "elektroniczne" tony, coś jak zakłócenia radiowe. Naprawdę, niesamowite. Poniżej zdjęcie sójki oraz linki do dwóch filmików z jej udziałem:

Polecam dobrze podgłośnić dźwięk w kompie/laptopie. Rżenie słychać dobrze, z tym drugim odgłosem trochę gorzej:

https://www.youtube.com/watch?v=_cdkv9_4AJM

https://www.youtube.com/watch?v=K-yeEpB-3_8

Po chwili sójka gdzieś odleciała, a ja udałam się w głąb parku. Ponieważ ostatnio życie naszych skrzydlatych towarzyszy skupia się przy karmnikach, tam też skierowałam swe kroki. W tym miejscu warto wspomnieć, że stołówka nad rzeką przybrała całkiem pokaźne rozmiary. Przyznam, że miałam swój skromny udział w zimowym dokarmianiu ptaków, gdyż w czasie mrozów dosypywałam do karmników słonecznik i powiesiłam kule tłuszczowe. Jednak przypuszczam, że organizatorem tej parkowej stołówki jest pewne starsze małżeństwo, które spotykałam prawie za każdym razem kiedy byłam na spacerze, koło 9 rano. Ja już wtedy przymarzałam do ziemi i powoli zbierałam się do mieszkania, a oni właśnie wtedy przychodzili i sypali ptakom jedzonko. Wracając do spaceru, tym razem pod karmnikiem gościł pełzacz ogrodowy. Mały i uroczy zbierał ziarenka z ziemi:



Całkiem fajne światło:


W pobliżu pełzacza żerowała samica kosa:

W tym czasie nad pełzaczem urzędowały bogatki. Dużą popularnością cieszyły się u nich zwisające z gałęzi kawałki słoniny. Wiadomo, przy dużym mrozie, taki tłuszczyk smakuje wybornie;):


Nagrałam też krótki filmik z pełzaczem ogrodowym i bogatką:

https://www.youtube.com/watch?v=-Jn5T5JEeg8

Mocno oblegany (głównie przez sikorki) był również karmnik znajdujący się bliżej rzeki:
(bogatki)





(bogatki w towarzystwie modraszki)

(bogatki)

Karmnik ten uwielbiają również wiewiórki:
("przepraszam, ja tylko na chwilę")

 
 Poza tym, w pobliżu karmników, na jednym z drzew, spotkałam grubodzioba:

 Sójkę:

 I ponownie pełzacza ogrodowego, tym razem na drzewie:

Jak również dzięcioła dużego (samicę):





 I jeszcze fotka z serii "znajdź ptaka", tym razem modraszkę:). Niewiele na niej nie widać, ale jakoś mi się podoba (zapewniam, że jest na niej modraszka):

A nad samą rzeką - jak zwykle czeczotki. Tym razem były trzy sztuki:). Mogę się pochwalić, że znam miejscówkę w parku, gdzie niemal pewne jest spotkanie z tymi ślicznymi łuszczakami. Ciekawe ilu spacerowiczów zdaje sobie sprawę z ich obecności. Ja sama tak przyzwyczaiłam się do ich obecności w parku, że traktuję je już jak stałych bywalców. Na pewno będzie mi ich brakować gdy zima się skończy i odlecą na swoje lęgowiska. Za "moich czasów" jako birdwatchera (a jest to już ładnych parę lat) nie zdarzyło się jeszcze, by gatunek ten tak długo gościł w Polsce. Jest to zapewne wyjątkowy pod tym względem sezon zimowy i pewnie przez najbliższe kilka (kilkanaście) lat nie zobaczymy tych ptaków, a już na pewno nie w takiej ilości. Spieszmy się więc obserwować czeczotki, ponieważ ich odlot z naszego kraju zbliża się nieuchronnie:






niedziela, 18 marca 2018

Mroźny poranek z pustułką, myszołowem i czaplami.

Korzystając z pięknej pogody, w sobotę 03 marca wybraliśmy się z Mężem do Miłkowic. Dawno tam nie byliśmy i chcieliśmy zobaczyć jak radzą sobie ptaki w taką mroźną pogodę (było wtedy około -18 stopni). Mimo przenikliwego zimna, ptaków było sporo, choć przeważnie chowały się w krzakach i na drzewach. Stąd też, najbardziej "egzotycznych" gatunków nie udało nam się sfotografować. Ale i tak było ciekawie. Już w Jezierzanach zaobserwowaliśmy pokaźne stado srok, które, w połączeniu z surowym zimowym krajobrazem, tworzyły naprawdę malownicze obrazki:





Natomiast kiedy szliśmy w stronę kompleksu stawowego, w pewnym momencie, na jednym z przydrożnych krzewów, zobaczyliśmy szarawego ptaka, przypominającego skowronka. Być może był to właśnie skowronek, ale bardziej pasował mi na jakiegoś świergotka. Tutaj, niestety, się nie popisałam, ponieważ miałam możliwość zrobienia mu zdjęcia, ale zamiast tego patrzyłam na niego przez lornetkę (bo tak mnie zainteresował). No i cóż, ptak w końcu odleciał. A gdyby to był świergotek, miałabym kolejne zgłoszenie na portalu birdwatching.pl...No ale nie ma co zbytnio żałować:). Poszliśmy więc dalej i kiedy byliśmy już w pobliżu stawów, zobaczyliśmy samca pustułki. Chwilę polatał nad polem, charakterystycznie zwisając i wypatrując zdobyczy...:





...po czym usiadł na gałęzi, skąd obserwował okolicę, pozwalając nam na zrobienie mu naprawdę udanej sesji zdjęciowej:








Z bliska:




Naprawdę uroczy mały sokół:


W pobliżu pustułki (choć już nieco dalej od nas), na jednym z drzew siedział następny drapieżnik - znacznie już większy myszołów:



Chwilę później ruszyliśmy w dalszą drogę. I kiedy już byliśmy nad samymi stawami, niemal spod naszych nóg zerwały się i odleciały... dwie kuropatwy. O zmaganiach z tym gatunkiem pisałam w jednym z poprzednich postów i teraz było podobnie jak wtedy. Widzieliśmy, w którym miejscu ptaki wylądowały, ale zobaczyć ich się nie dało. No więc, trochę podkradliśmy się do miejsca, gdzie jak sądziliśmy, usiadły. I faktycznie, były tam, tylko że jedyne co zobaczyliśmy to ich mocno furkoczące skrzydła...Ech... Swoją drogą, bardzo cieszy mnie to, że jeszcze trochę jest ich na Dolnym Śląsku i to tak blisko Legnicy. Wracając do naszego spaceru, oprócz kuropatw, nad stawami zobaczyliśmy czaple siwe:


Jak również czaple białe:




I...prawdopodobnie samotnika, który nie wiadomo skąd nagle wyleciał z trzcinowiska i pospiesznie oddalił się w stronę pobliskiego lasu. Oczywiście znów nie zrobiliśmy fotki...No ale tak czasami bywa, że modele uciekają sprzed obiektywu;). Mimo tego jestem zadowolona ze spaceru, gdyż pogoda była naprawdę piękna, a te fotki, które udało się zrobić, w mojej ocenie, wyszły naprawdę super. Na pożegnanie miłkowickich stawów, zrobiliśmy jeszcze zdjęcie kwiczoła:

I jeszcze fotka krajobrazowa z niewielkim jazem przy kompleksie stawowym: