W dzisiejszym poście parę słów o mojej wycieczce do Goliszowa w dniu 04 grudnia. Pojechałam tam koło 9-ej. Pogoda była badziewna; pochmurno, zimno i ogólnie niezbyt przyjemnie. Przyznam, że wybrałam się nad moje ulubione stawy raczej dla zasady. Spodziewałam się bowiem pustek, bez jakichś spektakularnych obserwacji. A tu, niespodzianka - nie dość, że ptaki naprawdę dopisały - i ilościowo, i jakościowo - to jeszcze wyhaczyłam nowy gatunek, mianowicie, tytułowego myszołowa włochatego. W ogóle ten wyjazd obfitował w myszołowy. Ale po kolei. Jadąc przez pola, w stronę kompleksu, zobaczyłam stado żurawi. Ich melancholijny klangor rozbrzmiewał nad pustymi polami. Coś pięknego. Obserwacja ta jednoznacznie wskazuje, że ptaki te postanowiły u nas przezimować. To ponoć często się zdarza na Dolnym Śląsku:
Jadąc dalej, zobaczyłam pierwszego tego dnia myszołowa. Ptak wyraźnie na coś polował, czatował. Pewnie na jakieś gryzonie. Ponieważ znajdowałam się w akceptowalnej dla niego odległości, prawie nie zwracał na mnie uwagi:
To mogłoby być ciekawe ujęcie, ale...
Wyrazy poszanowania dla fotografa:
Na stawach początkowo tak jak się spodziewałam - generalnie pustki, tylko na jednym stado krzyżówek:
Potem długo długo nic, aż w końcu zatrzymałam się na odcinku tuż przed Niedźwiedzicami. Tam zobaczyłam kolejnego myszołowa:
A chwilę później, jeszcze jednego, ale w tym coś mi "nie grało":
Miał dziwnie jasną głowę i jakby kropki na grzbiecie. Takie trochę "niemyszołowate", ale wtedy jeszcze nie myślałam, że to jest nowy gatunek. Takie myśli zaczęły mi przychodzić do głowy już po powrocie do Legnicy i ściągnięciu zdjęć. Może to włochaty? Już od jakiego czasu "polowałam" na ten gatunek. Skonsultowałam więc moją obserwację na portalu Identyfikacja ptaków i - bingo - to jednak myszołów włochaty. Ależ się ucieszyłam. Nareszcie coś drgnęło na mojej myszołowej liście. I kolejna nowość, tzw. "życiówka", jak to mówią ptasiarze;). Zanim zaprezentuję dalsze fotki, parę słów o tym, kimże jest ten myszołów włochaty. Jak przeczytamy w Collinsie, gatunek ten nie jest u nas lęgowy, lecz regularnie przelotny i zimujący nielicznie. Co do zasady zatem, spotykany jest w porze zimowej. Z wymienionego Przewodnika także się dowiemy, że myszołów włochaty jest większy i bardziej długoskrzydły niż myszołów zwyczajny. Dla mnie jednak te cechy akurat są nieprzydatne w terenie, bo kompletnie nie potrafię oceniać wielkości czy długości, jeżeli nie mam porównania. Dalej już jest nieco lepiej, bo Collins, jako najbardziej charakterystyczna cechę omawianego gatunku, wskazuje białą nasadę ogona z wierzchu i od przodu. Ze swej strony mogę dorzucić, że wierzch ciała myszołowów włochatych wydają się jakby kropkowane i głowy mają jaśniejsze od zwyczajnych (nie dotyczy myszołowów zwyczajnych odmiany jasnej, ale te w ogóle wyglądają, w mojej ocenie, inaczej). Zaobserwowany przeze mnie drapol pasuje do tego opisu jak ulał. Jeszcze warto wspomnieć, że przydomek "włochaty" pochodzi od opierzonych skoków jakie mają te myszołowy (tylko nie wiem czy dotyczy to tylko ptaków młodych czy również dorosłych, bo w moim Przewodniku jest to trochę niejasne). Żeby rozwiać wątpliwości, napiszę, że myszołów włochaty nie jest u nas uważany za jakiś szczególnie rzadki gatunek. Niemniej jednak, jest on u nas raczej zimowym gościem i do tej pory nie udało nam się go zaobserwować. Cieszę się więc, że kolejny ciekawy gatunek ląduje na mojej krajowej liście. Dodam jeszcze, że podzieliłam się obserwacją z jednym moim znajomym ptasiarzem i śmiał się ze mnie, że ja to najpierw obserwuję te rzadkości (np. sterniczkę), a potem pospolite gatunki. U niego podobno było to w kolejności - najpierw te powszechne, potem rzadkie. Ale on zajmuje się ptakami naukowo, a u mnie birdwatching jest amatorski, kiedy jadę to jadę, bez ładu i składu;). Ale ja tak właśnie lubię. No, dość już gadania, czas na resztę fotek. Dobrze na nich widać jasną głowę myszaka (zwanego w slangu ptasiarzy "kosmaczem") i kropkowany grzbiet. Choć zdjęcia, z racji pogody i odległości, nie powalają jakością:
Po niedługiej chwili, myszołów włochaty odleciał, ja jednak pozostałam w tym samym miejscu. W pobliżu mojego samochodu harce rozpoczął bowiem strzyżyk i usiłowałam go namierzyć. Już, już miałam go w obiektywie...niestety, mała gadzina zanurkowała w trzcinowisku i tak skończyły się moje zmagania z tym niesfornym gatunkiem:
(tu był strzyżyk)
Normalnie, już od lat bawimy się w strzyżykową ciuciubabkę. Kiedy strzyżyk odleciał, podjechałam nieco dalej, zatrzymując się przy jednym ze spuszczonych stawów. Na jego dnie żerowały pliszki siwe; dorosłe i młodociane. Było ich naprawdę sporo. Ciekawa obserwacja:
(młodociane to te mniej kontrastowo ubarwione)
Tymczasem, na drzewie w pobliżu, pojawił się kolejny tego dnia (już czwarty) myszołów, tym razem zwyczajny:
Kierując się już w stronę Legnicy, na jednym z drzew zobaczyłam szczygły:
Jak się okazało, szczygłom towarzyszyły czyże:
(na pierwszej fotce akurat nie wiem co to za ptak, ale podoba mi się ujęcie; dalej szczygły i czyże w różnej konfiguracji - szczygły z czerwoną barwą przy dziobie a zielono-żółte ptaki to czyże)
Wyjeżdżając już z kompleksu, zatrzymałam się jeszcze przy stawie znajdującym się przy polach. W rosnącym przy nim trzcinowisku zauważyłam bowiem jakiś ruch. Przyjrzałam się i z zaskoczeniem zobaczyłam rudzika. Przyznam, że nie spodziewałam się go w trzcinowsku. Tyle jeszcze nie wiem o ptakach...Maluch z pomarańczowym "śliniakiem" żerował pośród trzcin, pięknie się prezentując:
(to chyba głóg, a pośród jego czerwonych owoców - rudzik)
Chwilę później usłyszałam wąsatki. Słyszałam je już dużo wcześniej (w czasie obserwacji strzyżyka), jednak nie udało mi się ich zlokalizować. Teraz udało mi się je namierzyć, niestety aparat pogubił się w trzcinowisku i łapał ostrość na trzciny. No, cóż...Coś tam jednak udało się udokumentować:
(cynamonowa samica lub osobnik młodociany)
(samiec i jego charakterystyczne kolory - cynamonowy grzbiet, niebieskawa głowa i czarne wąsy)
To tyle z Goliszowa. Ależ to był ciekawy wypad. Kto by pomyślał, że o tej porze roku będzie tam tak ciekawie. Ale to w końcu Goliszów, dobra "marka" dla birdwatcherów w okolicach Legnicy;). Aż dziwię się, że tak tu mało ptasiarzy (w sumie żadnego tu nie widziałam). Ale z tego co się orientuję, mało kto wie o tych stawach i o tym jakie bogactwo ornitologiczne one kryją. Może to i dobrze - ptaki mają tu spokój a my możemy je obserwować do woli...