Ten ptaszor "prześladował" mnie od początku zimy. Być może mi się wydaje, ale w tym sezonie nasz kraj odwiedziło wyjątkowo dużo bielaczków. Ptaki te pojawiały się chyba we wszystkich znanych mi miejscówkach, łącznie z Jeziorem Żywieckim, Mietkowem, a nawet Goliszowem, o czym już wspominałam. Jednak zawsze coś było nie tak - albo za daleko (Jezioro Żywieckie, Mietków), albo nie udawało mi się go zobaczyć (Goliszów). Wreszcie, w czasie naszego świątecznego pobytu w Żywcu, na ornitho.pl pojawiła się wiadomość, że co najmniej jeden bielaczek jest w Goczałkowicach Zdroju. Poza tym miało tam być jeszcze dużo innych ptaków, łącznie z rożeńcami czy nurogęsiami. Zdecydowałyśmy więc z Siostrą, że wybierzemy się do Goczałkowic, na dobrze już znane nam stawy. No i pojechałyśmy w drugi dzień Świąt. Jakie jednak było nasze zdziwienie kiedy okazało się, że na stawach są... pustki. Naprawdę, poza czaplami siwymi i chyba jeszcze paroma mewami czy kormoranami, jak również pięknym trznadlem siedzącym na nasypie kolejowym, niczego nie udało nam się zaobserwować. Żadnych kaczek, żadnych nurogęsi, nie mówiąc już o bielaczkach. Poniżej fotki z naszego wyjazdu:
(czaple siwe)
(trznadel)
Do tego ta pogoda - zimno, wietrznie, coś popaduje, brrrr. No nic, wróciłyśmy więc do Żywca. Zaczęłam znowu przeglądać ornitho.pl i znów widzę - bielaczki, nurogęsi, rożeńce i to wszystko...26 grudnia, czyli w dniu mojego i Siostry wyjazdu. No, nie coś mi tu nie gra. W końcu Mąż zaczął drążyć temat i okazało się, że...owszem bielaczek gości na Zbiorniku Goczałkowickim, ale zbiornik ten nie ma nic wspólnego ze stawami, na które my jeździmy z Siostrą. Naszą miejscówką były bowiem do tej pory stawy w Goczałkowicach Zdroju, natomiast Zbiornik Goczałkowicki (czy też Jezioro Goczałkowickie) to zupełnie inny akwen, do którego można dojechać od strony miejscowości Wisła Mała. Czyli zupełnie inny kierunek...Ech, niezła historia;). Stwierdziliśmy zatem z Mężem, że pojedziemy tam następnego dnia, tj. 27 grudnia. I pojechaliśmy, oczywiście także z Małą:). Siostra tym razem nie miała czasu by nam towarzyszyć. Pogoda zupełnie się zmieniła i wyszło piękne słońce. Wprawdzie wiatr nadal był spory, ale nie było tak źle i w ogóle było pięknie. No, to pojechaliśmy na wycieczkę. Mąż obczaił, gdzie najlepiej się zatrzymać na obserwacje i wyszliśmy z samochodu. Okazało się, że dostęp do tego zbiornika nie jest taki łatwy jak w przypadku goczałkowickich stawów. Przedzierając się więc przez krzaki i brodząc w błocie (choć jeszcze nie takim dużym, o czym za chwilę miałam się przekonać), z Małą na rękach (tzn. Mąż;)), dotarliśmy na brzeg jeziora. Patrzę więc przez lornetkę i...to rozumiem, mnóstwo ptaków, od razu udało mi się wypatrzeć krzyżówki i wspomniane wyżej nurogęsi:
Minusem było to, że ptaki były baaardzo daleko do brzegu, poza tym patrzyliśmy częściowo pod słońce i kiedy spojrzałam przez lornetkę, to, poza krzyżówkami i nurogęsiami (które są dość charakterystyczne i sporych rozmiarów), nie dało się wypatrzeć nic innego. Zrobiłam więc, to co zwykle robię w takich warunkach obserwacyjnych, tj. zaczęłam fotografować poszczególnymi "partiami" ptaki pływające po wodzie i potem sprawdzałam co mi się udało sfocić. I w pewnym momencie - co ja paczę? - jest bielaczek:)) Ależ się ucieszyłam. Od razu pokazałam Mężowi i Małej;). Zanim jednak zaprezentuję wykonane przeze mnie fotki, parę słów o tym kimże jest ten bielaczek. Należy on do tzw. traczy, które mój Przewodnik opisuje jako kaczki nurkujące, jednakże wyróżniające się haczykowatymi dziobami z ostrymi ząbkami na ich krajcach. Ten istotny szczegół anatomiczny ułatwia traczom chwytanie głównej zdobyczy, jakimi dla nich są ryby. Obok bielaczka, do traczy należą także nurogęś i szlachar, które są do siebie bardzo podobne. Bielaczek jest od nich zdecydowanie mniejszy i bardziej krępy; ma również krótszy dziób. Jak czytamy w Collinsie, samce bielaczka są olśniewająco białe z delikatnym czarnym rysunkiem. Ich głowy są białe z czarnymi wzorami, charakterystyczna jest także (jak zresztą dla wszystkich traczy), czuprynka na czole (u samic nieco mniejsza). Panie bielaczkowe wcale nie są białe, lecz (za Collinsem) skromne, brunatnoszare z białymi policzkami, ciemnokasztanowym czołem i ciemieniem (czyli generalnie schemat kolorystyczny jak u samic pozostałych gatunków traczy). Bielaczki mają u nas status P+W4, co oznacza, regularnie przelotny (ale nielęgowy) oraz zimujący, średnio liczny. Generalnie zatem, ptaki te można u nas spotkać zimą. Mam wrażenie, że w obecnym sezonie zimowym bielaczków jest wyjątkowo dużo. Jakiś czas po naszej wizycie w Wiśle Małej, na Jeziorze Goczałkowickim odnotowano aż około 40-ci bielaczków. W mojej ocenie to bardzo dużo. No ale już pogadałam, czy raczej popisałam sobie, teraz czas na fotki. Od razu zaznaczam, że ze względu na wspomnianą odległość i światło, zdjęcia są bardzo średniej jakości, jednakże dzięki charakterystycznemu wizerunkowi, bielaczka nie sposób pomylić z innym ptakiem (tzn. jeżeli chodzi o samca, bo z samicami jest już znacznie trudniej). No więc, fotki - na pierwszej samiec płynie za samcem nurogęsi, na drugiej, tylko widać białe kontury, na kolejnej bielaczek jest widoczny z lewej strony zdjęcia (z daleka wygląda jakby był cały biały), na czwartej fotce możemy zobaczyć bielaczka płynącego między nurogęsiami i dobrze tam widać jego awangardowy fryz, natomiast następnej, samiec znowu po lewej i najprawdopodobniej towarzyszy mu samica:
Dla tych, którym nie udało się wypatrzeć bielaczków na powyższych zdjęciach, załączam dwa z przedstawionych ujęć w powiększeniu:
(samiec bielaczka na środku zdjęcia, za nurogęsią - biała głowa, czarne okolice oka)
(tu również na środku fotki, z charakterystyczną czupryną)
Jak wspomniałam wyżej, Siostra nie mogła się z nami wybrać. Jednak nic straconego - pod koniec stycznia wybrała się z Tatą i Dziewczynami nad morze i udało jej się wypatrzeć aż dwie pary bielaczków, wow. Zrobiła im też lepsze fotki niż te moje, gdyż ptaki były zdecydowanie bliżej. Ech...;). Poniżej załączam więc fotki Siostry. Jest to obserwacja ze Stegny. Dobrze widoczne cechy upierzenia samców i różnice w upierzeniu pomiędzy nimi i samicami:
Wracając jeszcze do naszego pobytu nad Jeziorem Goczałkowickim, dodam, że po obserwacjach z opisanego miejsca, wpadliśmy na pomysł, by przejść przez położone przy drodze pole na inny brzeg zbiornika, skąd było już bliżej do miejsca, w którym bytowały zaobserwowane ptaki. Tym razem stwierdziliśmy, że ja przejdę przez to pole sama, a Mąż z Małą poczekają w samochodzie. I cóż...po przejściu po zabłoconym polu, moje buty były chyba o 5 kg cięższe. Ale więcej nie udało mi się zdziałać, bo na brzegu, na którym się znalazłam, jeszcze mocniej świeciło słońce i właściwie mogłam (poza pewnymi wyjątkami) tylko podziwiać ptasie kontury. Ptaków było naprawdę bardzo dużo:
(na pierwszym planie mewy)
Na pewno były łabędzie, obstawiam że nieme, ale kto to wie;):
Kormorany:
Oraz czapla biała:
Na zakończenie niniejszego posta dwie ważne (przynajmniej dla mnie) informacje - po pierwsze, w czasie naszej wizyty zauważyliśmy, że przy Zbiorniku Goczałkowickim powstaje wieża obserwacyjna, która (według tego, co przetarliśmy w necie) obecnie jest już czynna. Po drugie - dzięki obserwacji bielaczka skompletowałam już wszystkie występujące u nas tracze (nurogęś, szlachar i bielaczek). Bardzo się z tego cieszę, ta wycieczka była naprawdę niesamowita. Tym przyjemnym akcentem, kończę już wpisy z ubiegłego roku. Następne już będą tegoroczne:).