wtorek, 27 grudnia 2016

Pocztówki z Żywca.

Jak wspomniałam w poprzednim poście, pogoda w czasie mojego pobytu w Żywcu, bardzo dopisała. Nawet pojeździłam trochę na rowerze i, choć mróz nieco szczypał w policzki, to jednak widoki pól, gór i rzeki w świetle zimowego ciepłego słońca, w pełni wynagradzały te drobne niedogodności;).
A oto, co zaobserwowałam w Żywcu, poza drapieżnikami:
(sierpówka):

(wrona):


(sroka na tle Maka):

A nad rzeką mewy w pięknym oświetleniu (śmieszki i srebrzyste):



Na podwórko natomiast zawitał samiec kosa, którego zwabił prawdziwy przysmak tego gatunku, tj. jabłko (w tym konkretnym przypadku - ogryzek;):





I jeszcze parę pocztówek z Żywca:






Niebezpieczeństwo ukryte we mgle.

Mimo że generalnie pobyt w Żywcu upłynął pod znakiem słonecznej pogody, to jednak pogodzie tej towarzyszyły (zwłaszcza rano) bardzo gęste mgły. Jest to prawdziwa zmora ptasiarza, zwłaszcza takiego co próbuje zrobić dobre zdjęcie...Jak wspominałam w jednym z wakacyjnych postów, pola w pobliżu obwodnicy żywieckiej upodobały sobie pustułki. One jednak rządziły tu latem, teraz te tereny należą do myszołowów. Można je zobaczyć praktycznie co paręset metrów, siedzące na płotach czy ekranach dźwiękochłonnych, a czasem nawet na znakach drogowych. Zarówno pustułki jak i myszołowy sieją postrach wśród miejscowych gryzoni, a także małych ptaków. Pobyt myszołowów jest jednak w tym miejscu zapewne tymczasowy. Drapieżniki te zakładają bowiem gniazda w innych miejscach. Pustułki natomiast są w okolicy przez cały rok. 
Dzień po moim przyjeździe do Żywca, wraz z Rodzicami, wybrałam się na przegląd okolicy. Mgła była wtedy bardzo gęsta i zimno jak nie wiem, czasem sypał śnieg. Mimo niesprzyjających warunków, Tacie udało się dostrzec jakąś ptasią postać na jednym z ekranów dźwiękochłonnych:

Po sylwetce poznałam, że to pustułka. Postanowiliśmy spróbować podjechać nieco bliżej, bo z tego co pamiętam, pustułki nie są szczególnie płochliwe i tolerancyjne dla obecności ludzi, zwłaszcza gdy siedzą oni w samochodzie;). No to podjechaliśmy. Pustułka (jak się okazało - samiec), wytrzymała, choć przez chwilę bacznie nam się przyglądała:





Widząc, że ptak w naszej obecności zachowuje się spokojnie i nie wykazuje oznak zdenerwowania, spróbowałam uchylić drzwi samochodu. Udało się:). Dzięki temu zrobiłam parę fajnych fotek:




Niech obserwatorów nie zwiedzie urocza "buźka" i piękne czarne oczy - pustułka to bezwzględny drapieżnik, o czym miałam okazję przekonać się na własne oczy:


W drodze powrotnej spotkaliśmy myszołowa. Piękny sporych rozmiarów osobnik siedział na jednym ze slupów wysokiego napięcia. Tu jednak już nie poszło tak łatwo jak w pustułką. Myszołowy nie pozwalają na spoufalanie się. I nie pomoże tu samochód ani żadne przyczajanie się. Dlatego też musieliśmy zadowolić się fotkami z dalszej odległości:




Trochę lepsze fotki udało się zrobić w drodze do Wodzisławia Śląskiego, choć dalej nie jest to szczyt moich marzeń, jeżeli chodzi o fotografię tego gatunku:



 
I jeszcze urocze sarenki, którym nie straszna mgła:



środa, 14 grudnia 2016

Spotkanie z sieweczką rzeczną i kulikiem wielkim.

Bardzo krótkie zimowe dni powodują, że niestety nie mam kiedy wybrać się do parku, nie mówiąc już o dalszych ptasich wycieczkach. Kiedy wracam z pracy jest już ciemno, a w weekendy pogoda często nie sprzyja. Tak więc siedzę sobie w mieszkaniu i, między innymi, czytam ptasie gazetki. Artykuł w jednej z nich, utrzymany w letnim plażowym klimacie, przypomniał mi o spotkaniu z pewnymi dwoma ciekawymi gatunkami z rodziny siewkowców. Jest to duża grupa ptaków charakteryzujących się długimi nogami i dziobami (choć bywają wyjątki). Gatunki z tej rodziny, co do zasady, przystosowały się do życia w środowisku wodnym. Preferują wybrzeża (mórz, jezior, rzek), mokradła, torfowiska etc. W dzisiejszym poście chciałam opowiedzieć o spotkaniu z sieweczką rzeczną i kulikiem wielkim - gatunkach, o których jeszcze nie pisałam na blogu.
Oba spotkania miały miejsce podczas naszych ptasich wycieczek w 2013r., przy czym sieweczkę spotkaliśmy w maju, natomiast kuliki - w sierpniu. Na pierwszy gatunek natknęliśmy się podczas jednej z wypraw w kierunku (o ile dobrze pamiętam) Jezierzan. Ptak żerował na podmokłym terenie w pobliżu niewielkiej rzeczki. Bardzo ucieszyłam się z tej obserwacji. Jednak, z powodu zlewającego się z otoczeniem upierzenia sieweczki oraz jaskrawego światła słonecznego, bardzo trudno było zrobić porządne zdjęcie. A szkoda, bo ptak jest bardzo ładnie ubarwiony z białym brzuchem, brązowym grzbietem, czarną obrożą na szyi i żółtą obrączką oczną. Coś tam jednak na tych fotkach widać;):





Trzy miesiące później zaobserwowaliśmy stadko kulików wielkich. Wiąże się z tym ciekawa historyjka. Wracaliśmy wtedy z Wąwozu Myśliborskiego, przy czym gdzieś tak z Jawora, drogę pokonywaliśmy pieszo. Kiedy już znajdowaliśmy się w granicach Legnicy, w pobliżu jakiegoś pola na obrzeżach, Mąż zapytał, co to za stado kuraków jest na tych trawach;). Patrzę więc w lornetkę i...stado kuraków okazało się całkiem pokaźną grupką kulików wielkich, największych krajowych siewkowców. Faktycznie, ptak może osiągnąć wielkość przeciętnej kury, ale to chyba koniec ewentualnych cech wspólnych;). Natomiast, to co wyróżnia ten gatunek spośród innych pokrewnych to, oprócz rozmiarów, bardzo długi, zakrzywiony w dół dziób, którym kulik lubi wydziobywać różne żyjątka z podłoża. Spotkanie z tym gatunkiem było zaskoczeniem, na szczęście jednak wykazaliśmy się refleksem i zrobiliśmy im całkiem fajną sesję zdjęciową:






Były to nasze pierwsze spotkania z tymi gatunkami, przy czym kuliki wielkie przelotnie widzieliśmy także nad Biebrzą.