niedziela, 7 stycznia 2018

Żywieckie czeczotki i myszołów.

Jak wspomniałam w poprzednim poście, przydomowy ogródek nie był jedynym miejscem ptaszenia podczas mojego pobytu w Żywcu. Korzystając z miarę przystępnej pogody, 21 i 22 grudnia (czwartek i piątek), wybrałam się na rowerze na mały rekonesans okolicy. Pierwszego dnia pojechałam pod Grojec, gdzie zatrzymałam się na chwilę nad rzeką. Było tam mnóstwo sikorek. I kiedy tak stałam i je obserwowałam, w pewnym momencie zobaczyłam grupkę małych ptaków, które zleciały na ziemię i zaczęły wybierać coś spomiędzy dziur w chodniku. Jeszcze zanim spojrzałam przez lornetkę, wiedziałam, że to czeczotki. Cieszę się więc, że również Żywiec bierze udział w tegorocznym nalocie tych łuszczaków na Polskę. Dodam jeszcze, że na portalu birdwatching.pl została zgłoszona obserwacja czeczotki tundrowej w Żywcu. Także podwójny sukces:). A poniżej parę fotek spotkanych przeze mnie czeczotek (rym niezamierzony;)):
 




 




Z tego co zauważyłam, czeczotek było kilka - około ośmiu osobników. W tym czasie kiedy je obserwowałam, w pobliskich badylach buszował strzyżyk. W tym sezonie widuję bardzo często te ptaki i to zarówno w Legnicy, jak i teraz w Żywcu. I nie wiem czy one zawsze tak licznie u nas zimowały, czy tylko ten rok jest pod tym względem wyjątkowy. Niestety, fotki strzyżykowi nie zrobiłam, bo ruchliwy był zanadto. Wracając do czeczotek, po tym jak zostały spłoszone przez jakiegoś zbłąkanego przechodnia, ruszyłam w drogę powrotną. Kiedy przejeżdżałam nad brzegiem rzeki, zobaczyłam dwie pary nurogęsi (rudo-szara to samica, a w bieli i czerni występuje samiec):









Następnego dnia, tj. w piątek, jeździłam w pobliżu mojego domu. I również było bardzo ciekawie. Najpierw, na polach, przy obwodnicy, zobaczyłam grupkę saren:



Natomiast, kiedy przejeżdżałam wzdłuż wysypiska śmieci, zobaczyłam dzięciołka. To trzeci gatunek dzięcioła "ustrzelony" w czasie mojego pobytu w Żywcu. Naprawdę nieźle. Zdjęcia jednak wyszły średnio z powodu dużej ruchliwości ptaka i kiepskiej pogody. W tym bowiem czasie, zaczął już padać deszcz...:




Kadr do bani, ale dobrze ukazuje upierzenie dzięciołka na brzuchu i pod ogonem:):


Natomiast, na fotkach poniżej, można zobaczyć charakterystyczny biały "sweterek" na grzbiecie dzięciołka:


I jeszcze filmik z jego udziałem:

https://www.youtube.com/watch?v=38-smb8zMKg

Kiedy deszcz zaczął przybierać na sile, stwierdziłam, że nie ma co, czas wracać do domu. Jazda na rowerze w mokrym ubraniu nie należy bowiem do najprzyjemniejszych (zwłaszcza przy temperaturze 0 stopni). Jednak moja ptasia intuicja nakazała mi spojrzeć za siebie. No więc patrzę, a tu, wśród suchych gałęzi, siedzi wielka pierzasta "buła". W tym momencie, zapomniałam o czymś takim jak deszcz, zawróciłam rower, podjechałam trochę i...chwilę później mogłam już zajrzeć w wielkie czarne oczy myszołowa. Do tej pory, nie udało mi się podejść tego drapieżnika tak blisko, nie mówiąc już o zrobieniu fotki. A tu proszę, cała sesja zdjęciowa. Początkowo robiłam zdjęcia z tyłu, by nie spłoszyć mojego ptasiego modela. Ale kiedy zorientowałam się, że myszak nie jest zanadto płochliwy, podjechałam kawałek do przodu, co pozwoliło mi na sfotografowanie go w całej okazałości. Poniżej efekty sesji fotograficznej z udziałem myszołowa:





To ujęcie mi się naprawdę udało:

Takie urocze stworzenie, a takie drapieżne...:




Jest też filmik, a jakże:

https://www.youtube.com/watch?v=dxPVCpwQ8oM

W końcu jednak deszcz i zimno tak dały mi się we znaki, że dłużej już nie mogłam ich ignorować.  Dałam więc spokój myszołowowi i pojechałam do domu. Wciąż byłam jednak pod wielkim wrażeniem tego spotkania. Mam nadzieję, że udało mu się coś upolować i zjadł godziwe śniadanie:).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz