sobota, 30 maja 2020

Tajemnicze sowy na legnickim osiedlu.

Kiedy wracaliśmy z wycieczki ze Śląska, otrzymałam od Koleżanki info, że w Legnicy, na jednym z osiedli, zamieszkały sowy. Z artykułu, który mi wysłała, wynikało, że jest to samica puszczyka wraz z trzema młodymi. Według legnickiego portalu, ptaki zajęły jedno z drzew w pobliżu bloków mieszkalnych. Ponieważ byliśmy bardzo zmęczeni po niedzielnej wyprawie na ptaki, postanowiliśmy wybrać się na poszukiwanie sów we wtorek (05 maja). Kiedy więc nadszedł ten dzień, wstaliśmy wcześnie rano i ruszyliśmy na sowy. Kiedy już dotarliśmy na wspomniane w artykule osiedle, okazało się, że nie jest ono duże i jego obejście powinno nam zająć może z dziesięć minut. Niemniej jednak, po pierwszym spacerze między blokami, sów nie odnaleźliśmy. Ze zdjęcia zamieszczonego w artykule zapamiętaliśmy, że puszczyki powinny siedzieć na wysokim rozłożystym drzewie. Zatrzymaliśmy się więc pod jednym, rosnącym blisko drogi i pasującym do tego opisu, ale sów na nim nie było. Już zaczęłam wątpić w sukces naszej wyprawy, ale nagle Mąż stwierdził, że one powinny siedzieć w bardziej zacisznym miejscu. Udaliśmy się więc na takie jakby podwórko, ogrodzone ze wszystkich stron blokami oraz drzewami. Zatrzymaliśmy się pod drzewem rosnącym najbardziej z boku, przy jednym z bloków, zadarliśmy głowy do góry i...zobaczyliśmy:). Trzy puchate młode sowy i dorosły osobnik, zapewne samica. Akurat wszystkie cztery sowy spały, jak to zwykłe są robić za dnia. Oto fotki tych pięknych i niezwykłych ptaków (jak dobrze, że Mąż je odnalazł;)):


Upierzenie sów jest gęste i miękkie, co umożliwia im bezszelestny lot. Te pisklaki co prawda jeszcze nie latają, ale puch i pióra mają już konkretne:

W pewnym momencie, postanowiliśmy przejść na drugą stronę drzewa by sprawdzić czy stamtąd nie widać lepiej dorosłej samicy. Jednak widoczność nie była lepsza:

W końcu udało nam się dostrzec "wyrwę" w listowiu, w której jako tako było widać samicę:

Jednak wielka i posępna sowa matka wydawała się spać twardym snem. To jednak były pozory, bo w pewnym momencie otworzyła oczy i spojrzała prosto w obiektyw...

Widocznie jednak, w jej ocenie, nie stanowiliśmy zagrożenia, bo po chwili wróciła do snu:

My zaś przeszliśmy na drugą stronę drzewa, z powrotem do maluchów i...niespodzianka. Pisklak drzemiący tuż przy samicy, otworzył oczy i spojrzał na nas. Po chwili dołączył do niego młody siedzący pośrodku. Myślę, że obudził ich odgłos pracującej śmieciarki. Trzeci z maluchów jednak ani drgnął. Sowy zaczęły nam się przyglądać:



Jakie to są cudaki, niesamowite, coś pięknego:



Co za spojrzenie:). Chciałoby się przytulić taką puchatą maskotkę:


Po chwili ten, który obudził się pierwszy, przestał się nami interesować i znów poszedł spać. Środkowy maluch wciąż jednak przyglądał się nam zaciekawiony:



Muszę jednak przyznać, że kiedy tak obserwowaliśmy te piękne niby-puszczyki, coś mi w ich wyglądzie nie pasowało. Wprawdzie, na sowach jakoś wybitnie się nie znam, niemniej jednak, nabrałam wątpliwości (spotęgowane po przejrzeniu rysunków w Collinsie), bo...pisklaki puszczyków nie mają czarnej szlary (szlara to, najogólniej mówiąc, sowia "twarz":)). Szlary podlotów puszczyków są bowiem jasnoszare. Poza tym, obserwowane przez nas sowy wyraźnie miały "uszy". Moje wątpliwości ostatecznie rozwiał mój nowy znajomy z Łężczoka, który po przesłaniu zdjęć stwierdził, że są to uszatki:). Wskazał jednak, że trochę mylące są te czarne oczy, tak charakterystyczne dla puszczyków. Jak jednak czytam w Collinsie, gatunki z żółtymi (pomarańczowymi) tęczówkami, jak np. uszatka, przy gorszym świetle też mogą wydawać się ciemnookie ze względu na rozszerzone źrenice. To niezwykle mądra książka, muszę przyznać. Poza tym, na zdjęciach z bardzo bliska, widać jednak, że oczy tych sówek wcale nie są czarne. Ponadto, również sowa-matka z wyglądu bardziej przypomina dorosłą uszatkę niż puszczyka (tzn. na tyle na ile zdołaliśmy ją zobaczyć). No i, oczywiście, wspomniane uszy, które wykluczają, że mamy do czynienia z puszczykami. Z powyższego zatem wynika, że autor reportażu na legnickim portalu, pomylił się w identyfikacji gatunku. Jeżeli więc ktoś z Czytelników znalazłby ten artykuł, to chodzi w nim nie o puszczyki ale uszatki. Trzeba jednak przyznać, że sowy te wyglądają dość niestandardowo, nie jak "typowe" uszatki. Co nie zmienia faktu, że są one piękne. Po jakimś czasie osiedle zaczęło budzić się do życia; zaczęły jeździć samochody, coraz więcej ludzi wychodziło z bloków. Postanowiliśmy więc dyskretnie oddalić się w stronę samochodu i nie zwracać uwagi gawiedzi na sowy. Niech sobie rosną w spokoju i nie niepokojone przez ludzi, uczą się trudnej sztuki latania. Po cichu więc wycofaliśmy się spod drzewa, śledzeni bacznym spojrzeniem wciąż zainteresowanej nami młodej sówki:

(tu wyraźnie widać, że oczy tej sowy są ciemno-pomarańczowe)

Na zakończenie tego posta, jeszcze dwa filmiki z uroczymi młodymi uszatkami:


To był naprawdę niezwykły poranek. Spełniło się jedno z naszych ornitologicznych marzeń - nareszcie udało nam się zobaczyć sowy. Niezwykle zadowoleni wsiedliśmy do samochodu. Było jeszcze bardzo wcześnie, a my nie musieliśmy nigdzie jechać...Wróciliśmy więc do przerwanego snu by dalej śnić o cudnych, puchatych uszatkach...

środa, 27 maja 2020

Ohary i ślepowrony w Goczałkowicach Zdroju.

Po ptaszeniu w Łężczoku, udaliśmy się do Goczałkowic Zdroju. Z informacji uzyskanych od jednego z użytkowników portalu ornitho.pl, dowiedzieliśmy się, że na jednym z goczałkowickich zbiorników, o wdzięcznej nazwie Maciek Borowy, widziano trzy ohary. W trakcie jazdy zaczęło strasznie padać i kiedy przyjechaliśmy na miejsce, zastanawialiśmy się jak dojść do stawu (bo oczywiście, parasola ani peleryn nie mieliśmy). Na szczęście okazało się, że pod interesujący nas zbiornik, można podjechać autem. No więc, ruszyliśmy do Maćka Borowego. Deszcz nieco zelżał, ale nie ustąpił całkowicie. Niemniej jednak, przy takich opadach, dało się już w miarę normalnie obserwować stawy. Tym razem poszło dużo łatwiej - jedno spojrzenie przez lornetkę i proszę - są piękne ohary:). Co ciekawe, były aż cztery osobniki. Prawdopodobnie dwie pary - samice i samce. Kto wie, może podejmą próby lęgowe. Zanim zaprezentuję fotki, parę słów o oharze. Można powiedzieć, że jest on pośrednią formą pomiędzy gęsią a kaczką; należy do rodzaju tadorna. Charakteryzuje się długą szyją, głównie białym tułowiem z kontrastowym czarno-brązowym rysunkiem i brązową przepaską na piersi, głowa ciemnozielona. Jak czytamy w Collinsie, samiec wyróżnia się czerwonym dziobem z wydatną naroślą, zwłaszcza w okresie godowym, natomiast dziób u samicy jest nieco bledszy i bez narośli. Samiec jest również trochę większy. Status tego gatunku u nas to w(o)L2, czyli zasadniczo wędrowny (niektóre osiadłe), lęgowy bardzo nieliczny. Obserwację oharów zgłosiłam na portalu birdwatching.pl i została ona uznana za ważną i przyjęta w poczet obserwacji ptasich rzadkości. Bardzo się z tego cieszę:). Tymczasem, dość teorii, czas na praktykę, czyli fotki. Ohary były dość daleko, do tego padał deszcz, więc zdjęcia nie są wybitnej jakości, ale ważne, że w ogóle są:
(w towarzystwie krzyżówek)

 








Trzy osobniki. Niestety, nie udało mi się sfotografować wszystkich czterech naraz. Ten, który patrzy w obiektyw to samiec:


Z boku jaskółka albo jerzyk:




Na ujęciach z boku, bardzo dobrze widać charakterystyczną narośl u samca ohara:

Naprawdę, piękne i eleganckie ptaki:

W towarzystwie krzyżówek:


Poniżej samica (bez narośli na dziobie):

Załączam również filmik dokumentujący ohary w deszczu. Widać na nim także przelatujące jaskółki (chyba dymówki):

Czyli wreszcie udany twich:). Poza wskazanymi gatunkami, na stawie zauważyliśmy także wronę:


Jak również krakwy:

Po udanym spotkaniu z oharami, udaliśmy się na kolejny staw - Maciek Kanałowy. Znajduje się tuż przy goczałkowickim dworcu PKP. Do tego stawu nie można podjechać samochodem, a od parkingu jest do niego kawałek drogi. Ale akurat przestało padać i nawet trochę wyszło słońce, więc stwierdziliśmy, że warto się przejść. Chcieliśmy sprawdzić, czy na wysepce widocznej z dworca będą ślepowrony. No i faktycznie, były. To jest ich stała miejscówka. Wysepka jest bardzo daleko od brzegu, więc fotografowanie jest utrudnione. Ale myślę, że daliśmy radę. Idąc w stronę stawu, zobaczyliśmy bociana białego:


Teraz trochę fotek goczałkowickiej wysepki i, oczywiście, ptaków. Zaobserwowaliśmy czaple siwe, kormorany, śmieszki, mewy białogłowe (również niezbyt często spotykany przez nas gatunek) i, oczywiście, ślepowrony:
(od lewej, na wysokości stracha na wróble, siedzą dwa szare ptaki - to czaple siwe; nad nimi jest jeden ślepowron i na prawo od nich, nieco niżej - kolejny)

Jak widać, ptaki nic nie robiły sobie z tego stracha na wróble:






W końcu przestało padać, więc kormorany postanowiły wysuszyć skrzydła w słońcu:





Na wodzie pojawił się samiec głowienki:

Tu z mewą w locie i lepiej widoczna głowienka:









Po lewej stronie, grupka kormoranów i mew białogłowych:


Teraz trochę bliższych ujęć:


(mewa białogłowa, czapla siwa, a na wodzie głowienki - dwa samce i samica (po lewej))

(czapla siwa, mewa białogłowa, samiec głowienki)


Na tej fotce ślepowrony są na pierwszym planie:

(ślepowrony po prawej stronie)

A teraz z całkiem bliska:
 

Momentami ślepowrony przypominają mi trochę małpki:):



Zapraszam również do obejrzenia filmiku z ptakami z wysepki, w tym ze ślepowronami. Fajnie widać czubki ślepowronów powiewających na wietrze. W tle słychać mewy oraz pociąg:

Podsumowując, wyjazd do Łężczoka i Goczałkowic Zdroju był niezwykle interesujący. Byliśmy bardzo zadowoleni, tym bardziej, że obserwacje oharów przyniosły nam kolejne punkty na birdwatchingowej liście. Po raz pierwszy zobaczyliśmy ohary nad Jeziorem Nezyderskim. Cieszę się, że udało nam się je spotkać również w naszym kraju, bo u nas te piękne ptaki, wciąż są wielką rzadkością.