Kiedy wracaliśmy z wycieczki ze Śląska, otrzymałam od Koleżanki info, że w Legnicy, na jednym z osiedli, zamieszkały sowy. Z artykułu, który mi wysłała, wynikało, że jest to samica puszczyka wraz z trzema młodymi. Według legnickiego portalu, ptaki zajęły jedno z drzew w pobliżu bloków mieszkalnych. Ponieważ byliśmy bardzo zmęczeni po niedzielnej wyprawie na ptaki, postanowiliśmy wybrać się na poszukiwanie sów we wtorek (05 maja). Kiedy więc nadszedł ten dzień, wstaliśmy wcześnie rano i ruszyliśmy na sowy. Kiedy już dotarliśmy na wspomniane w artykule osiedle, okazało się, że nie jest ono duże i jego obejście powinno nam zająć może z dziesięć minut. Niemniej jednak, po pierwszym spacerze między blokami, sów nie odnaleźliśmy. Ze zdjęcia zamieszczonego w artykule zapamiętaliśmy, że puszczyki powinny siedzieć na wysokim rozłożystym drzewie. Zatrzymaliśmy się więc pod jednym, rosnącym blisko drogi i pasującym do tego opisu, ale sów na nim nie było. Już zaczęłam wątpić w sukces naszej wyprawy, ale nagle Mąż stwierdził, że one powinny siedzieć w bardziej zacisznym miejscu. Udaliśmy się więc na takie jakby podwórko, ogrodzone ze wszystkich stron blokami oraz drzewami. Zatrzymaliśmy się pod drzewem rosnącym najbardziej z boku, przy jednym z bloków, zadarliśmy głowy do góry i...zobaczyliśmy:). Trzy puchate młode sowy i dorosły osobnik, zapewne samica. Akurat wszystkie cztery sowy spały, jak to zwykłe są robić za dnia. Oto fotki tych pięknych i niezwykłych ptaków (jak dobrze, że Mąż je odnalazł;)):
Upierzenie sów jest gęste i miękkie, co umożliwia im bezszelestny lot. Te pisklaki co prawda jeszcze nie latają, ale puch i pióra mają już konkretne:
W pewnym momencie, postanowiliśmy przejść na drugą stronę drzewa by sprawdzić czy stamtąd nie widać lepiej dorosłej samicy. Jednak widoczność nie była lepsza:
W końcu udało nam się dostrzec "wyrwę" w listowiu, w której jako tako było widać samicę:
Jednak wielka i posępna sowa matka wydawała się spać twardym snem. To jednak były pozory, bo w pewnym momencie otworzyła oczy i spojrzała prosto w obiektyw...
Widocznie jednak, w jej ocenie, nie stanowiliśmy zagrożenia, bo po chwili wróciła do snu:
My zaś przeszliśmy na drugą stronę drzewa, z powrotem do maluchów i...niespodzianka. Pisklak drzemiący tuż przy samicy, otworzył oczy i spojrzał na nas. Po chwili dołączył do niego młody siedzący pośrodku. Myślę, że obudził ich odgłos pracującej śmieciarki. Trzeci z maluchów jednak ani drgnął. Sowy zaczęły nam się przyglądać:
Jakie to są cudaki, niesamowite, coś pięknego:
Co za spojrzenie:). Chciałoby się przytulić taką puchatą maskotkę:
Po chwili ten, który obudził się pierwszy, przestał się nami interesować i znów poszedł spać. Środkowy maluch wciąż jednak przyglądał się nam zaciekawiony:
Muszę jednak przyznać, że kiedy tak obserwowaliśmy te piękne niby-puszczyki, coś mi w ich wyglądzie nie pasowało. Wprawdzie, na sowach jakoś wybitnie się nie znam, niemniej jednak, nabrałam wątpliwości (spotęgowane po przejrzeniu rysunków w Collinsie), bo...pisklaki puszczyków nie mają czarnej szlary (szlara to, najogólniej mówiąc, sowia "twarz":)). Szlary podlotów puszczyków są bowiem jasnoszare. Poza tym, obserwowane przez nas sowy wyraźnie miały "uszy". Moje wątpliwości ostatecznie rozwiał mój nowy znajomy z Łężczoka, który po przesłaniu zdjęć stwierdził, że są to uszatki:). Wskazał jednak, że trochę mylące są te czarne oczy, tak charakterystyczne dla puszczyków. Jak jednak czytam w Collinsie, gatunki z żółtymi (pomarańczowymi) tęczówkami, jak np. uszatka, przy gorszym świetle też mogą wydawać się ciemnookie ze względu na rozszerzone źrenice. To niezwykle mądra książka, muszę przyznać. Poza tym, na zdjęciach z bardzo bliska, widać jednak, że oczy tych sówek wcale nie są czarne. Ponadto, również sowa-matka z wyglądu bardziej przypomina dorosłą uszatkę niż puszczyka (tzn. na tyle na ile zdołaliśmy ją zobaczyć). No i, oczywiście, wspomniane uszy, które wykluczają, że mamy do czynienia z puszczykami. Z powyższego zatem wynika, że autor reportażu na legnickim portalu, pomylił się w identyfikacji gatunku. Jeżeli więc ktoś z Czytelników znalazłby ten artykuł, to chodzi w nim nie o puszczyki ale uszatki. Trzeba jednak przyznać, że sowy te wyglądają dość niestandardowo, nie jak "typowe" uszatki. Co nie zmienia faktu, że są one piękne. Po jakimś czasie osiedle zaczęło budzić się do życia; zaczęły jeździć samochody, coraz więcej ludzi wychodziło z bloków. Postanowiliśmy więc dyskretnie oddalić się w stronę samochodu i nie zwracać uwagi gawiedzi na sowy. Niech sobie rosną w spokoju i nie niepokojone przez ludzi, uczą się trudnej sztuki latania. Po cichu więc wycofaliśmy się spod drzewa, śledzeni bacznym spojrzeniem wciąż zainteresowanej nami młodej sówki:
(tu wyraźnie widać, że oczy tej sowy są ciemno-pomarańczowe)
Na zakończenie tego posta, jeszcze dwa filmiki z uroczymi młodymi uszatkami:
To był naprawdę niezwykły poranek. Spełniło się jedno z naszych ornitologicznych marzeń - nareszcie udało nam się zobaczyć sowy. Niezwykle zadowoleni wsiedliśmy do samochodu. Było jeszcze bardzo wcześnie, a my nie musieliśmy nigdzie jechać...Wróciliśmy więc do przerwanego snu by dalej śnić o cudnych, puchatych uszatkach...
Upierzenie sów jest gęste i miękkie, co umożliwia im bezszelestny lot. Te pisklaki co prawda jeszcze nie latają, ale puch i pióra mają już konkretne:
W pewnym momencie, postanowiliśmy przejść na drugą stronę drzewa by sprawdzić czy stamtąd nie widać lepiej dorosłej samicy. Jednak widoczność nie była lepsza:
W końcu udało nam się dostrzec "wyrwę" w listowiu, w której jako tako było widać samicę:
Jednak wielka i posępna sowa matka wydawała się spać twardym snem. To jednak były pozory, bo w pewnym momencie otworzyła oczy i spojrzała prosto w obiektyw...
Widocznie jednak, w jej ocenie, nie stanowiliśmy zagrożenia, bo po chwili wróciła do snu:
My zaś przeszliśmy na drugą stronę drzewa, z powrotem do maluchów i...niespodzianka. Pisklak drzemiący tuż przy samicy, otworzył oczy i spojrzał na nas. Po chwili dołączył do niego młody siedzący pośrodku. Myślę, że obudził ich odgłos pracującej śmieciarki. Trzeci z maluchów jednak ani drgnął. Sowy zaczęły nam się przyglądać:
Jakie to są cudaki, niesamowite, coś pięknego:
Co za spojrzenie:). Chciałoby się przytulić taką puchatą maskotkę:
Po chwili ten, który obudził się pierwszy, przestał się nami interesować i znów poszedł spać. Środkowy maluch wciąż jednak przyglądał się nam zaciekawiony:
Muszę jednak przyznać, że kiedy tak obserwowaliśmy te piękne niby-puszczyki, coś mi w ich wyglądzie nie pasowało. Wprawdzie, na sowach jakoś wybitnie się nie znam, niemniej jednak, nabrałam wątpliwości (spotęgowane po przejrzeniu rysunków w Collinsie), bo...pisklaki puszczyków nie mają czarnej szlary (szlara to, najogólniej mówiąc, sowia "twarz":)). Szlary podlotów puszczyków są bowiem jasnoszare. Poza tym, obserwowane przez nas sowy wyraźnie miały "uszy". Moje wątpliwości ostatecznie rozwiał mój nowy znajomy z Łężczoka, który po przesłaniu zdjęć stwierdził, że są to uszatki:). Wskazał jednak, że trochę mylące są te czarne oczy, tak charakterystyczne dla puszczyków. Jak jednak czytam w Collinsie, gatunki z żółtymi (pomarańczowymi) tęczówkami, jak np. uszatka, przy gorszym świetle też mogą wydawać się ciemnookie ze względu na rozszerzone źrenice. To niezwykle mądra książka, muszę przyznać. Poza tym, na zdjęciach z bardzo bliska, widać jednak, że oczy tych sówek wcale nie są czarne. Ponadto, również sowa-matka z wyglądu bardziej przypomina dorosłą uszatkę niż puszczyka (tzn. na tyle na ile zdołaliśmy ją zobaczyć). No i, oczywiście, wspomniane uszy, które wykluczają, że mamy do czynienia z puszczykami. Z powyższego zatem wynika, że autor reportażu na legnickim portalu, pomylił się w identyfikacji gatunku. Jeżeli więc ktoś z Czytelników znalazłby ten artykuł, to chodzi w nim nie o puszczyki ale uszatki. Trzeba jednak przyznać, że sowy te wyglądają dość niestandardowo, nie jak "typowe" uszatki. Co nie zmienia faktu, że są one piękne. Po jakimś czasie osiedle zaczęło budzić się do życia; zaczęły jeździć samochody, coraz więcej ludzi wychodziło z bloków. Postanowiliśmy więc dyskretnie oddalić się w stronę samochodu i nie zwracać uwagi gawiedzi na sowy. Niech sobie rosną w spokoju i nie niepokojone przez ludzi, uczą się trudnej sztuki latania. Po cichu więc wycofaliśmy się spod drzewa, śledzeni bacznym spojrzeniem wciąż zainteresowanej nami młodej sówki:
(tu wyraźnie widać, że oczy tej sowy są ciemno-pomarańczowe)
Na zakończenie tego posta, jeszcze dwa filmiki z uroczymi młodymi uszatkami:
To był naprawdę niezwykły poranek. Spełniło się jedno z naszych ornitologicznych marzeń - nareszcie udało nam się zobaczyć sowy. Niezwykle zadowoleni wsiedliśmy do samochodu. Było jeszcze bardzo wcześnie, a my nie musieliśmy nigdzie jechać...Wróciliśmy więc do przerwanego snu by dalej śnić o cudnych, puchatych uszatkach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz