W dniu 08 marca, realizując nasze zamierzenie dotyczące zdobywania kolejnych szczytów Korony Kaczawskiej, wraz z Mężem i z Małą udaliśmy się na Górę Bazaltową. Pogoda była piękna (zresztą taka już jest u nas niemal od miesiąca), świeciło słońce i było bardzo ciepło, koło 20 stopni na plusie. Wycieczka była super, spacer tam i z powrotem niemęczący, bardzo przyjemny. Kiedy przemierzaliśmy szerokie szlaki wspomnianej bazaltowej góry, pomyślałam sobie, że fajnie by było zobaczyć tu jakieś ptaki. I właśnie kiedy już schodziliśmy ze szczytu, usłyszeliśmy charakterystyczny, przypominający śmiech, ptasi głos. Od razu wiedziałam, że należy on do dzięcioła. Pozostało tylko ustalić którego. Na początku skojarzył mi się on z głosem dzięcioła zielonego, jednakże jego "śmiech" jest bardzo głośny, szybki, nawet taki trochę bezczelny;). Ten natomiast - wprawdzie podobny do głosu dzięcioła zielonego - ale jednak był delikatny i nieco powolny. Dobiegał z lewej strony ścieżki, którą schodziliśmy w dół. Rosło w tamtym miejscu sporo wysokich drzew, więc pewne było, że ptak siedzi na jednym z nich. Obstawiałam jedno z najbliżej znajdujących się nas - nieco uschnięte i podpróćhniałe - dla dzięcioła idealne. Ale wypatrzenie go...to było naprawdę niełatwe zadanie. Przesuwaliśmy się raz w jedną, raz w drugą stronę, w górę, w dół i nic. A dzięcioł cały czas się "śmiał", jakby bawił się z nami w chowanego. No, nic, już zaczęliśmy wątpić w powodzenie naszych starań wypatrzenia tego skrytego ptaka, kiedy wreszcie...trochę wysunął się za pnia drzewa i wreszcie go zobaczyliśmy. Był to, oczywiście, tytułowy dzięcioł zielonosiwy. Bardzo się ucieszyłam, bo jest to jeden z rzadziej spotykanych dzięciołów - głównie dlatego, że raczej zamieszkuje tereny leśne, z dala od siedzib ludzkich a poza tym jest dość płochliwy, o czym mieliśmy się okazję przekonać. Jak się okazało, dzięcioł faktycznie siedział na wytypowanym przeze mnie drzewie, tyle że po prostu znajdował się po drugiej stronie pnia; stąd też nie mogliśmy go namierzyć. Kiedy jednak wreszcie się to udało, z radością zrobiliśmy mu małą sesję zdjęciową:
(brak czerwonej czapeczki na czole, oznacza, że była to samica)
Jakiż to piękny dzięcioł. Nie oglądaliśmy go jednak zbyt długo, ponieważ po chwili czmychnął w suche zarośla i jedyne co nam pozostało, to słuchać jego nieśmiałego, cichego chichotu. Jeżeliby ktoś natomiast miał ochotę poczytać o naszym pierwszym spotkaniu z dzięciołem zielonosiwym, jak również o cechach charakterystycznych jego wyglądu, zapraszam do lektury zalinkowanych poniżej postów:
https://perkozowa.blogspot.com/2016/05/dziecio-zielonosiwy.html
https://perkozowa.blogspot.com/2017/11/weekendowe-spotkanie-z-dziecioem.html
To była wspaniała wycieczka. Nie dość, że doborowe towarzystwo, piękna pogoda, kolejny szczyt Korony Kaczawskiej zdobyty, to jeszcze na zakończenie wycieczki, takie niesamowite spotkanie. Jako uzupełnienie niniejszego posta, załączam jeszcze parę zdjęć rudzika, którego sfotografowałam podczas naszego świątecznego pobytu w Żywcu, w dniu 26 grudnia. Ptak ten często kręcił się w pobliżu zarośli rosnących przy płocie, a czasem nawet zaglądał do ogródkowego karmnika:
Dopełnieniem niniejszego wpisu niech będzie także niezwykle udana sesja zdjęciowa sójki, którą wykonaliśmy w parku legnickim w dniu 09 lutego. Pogoda również była wtedy słoneczna, a sójka - mimo że, co do zasady, jest to dla mnie trudny do fotografowania ptak - pięknie zapozowała. Oto wyniki jej kalendarzowej sesji zdjęciowej:
https://www.youtube.com/watch?v=gxV8PsJ7_8Y
Wow -co za wspaniała dzięciołowa obserwacja. Cudne spotkanie.
OdpowiedzUsuńA zdjęcia sójki - rewelacja. Modelka z niej pierwsza klasa :)
Bardzo dziękuję za komentarz 🙂.
Usuń