niedziela, 3 września 2017

Spotkanie z czubatką i pełzaczem leśnym.

Zawsze uważałam, że lasy, wbrew pozorom, nie są najciekawszym miejscem dla birdwatchera. Ptaków jest tam stosunkowo niedużo, a te, które tam występują, często są (zbyt) dobrze ukryte w zielonej gęstwinie. Wyprawa w Rudawy Janowickie nie zmieniła mojej opinii w sprawie birdwatchingu w lesie, niemniej jednak, to właśnie tam, w zeszły weekend, zobaczyliśmy dwa zupełnie nowe dla nas gatunki. Ale po kolei.
Pierwszym ptakiem, jakiego udało nam się zobaczyć i jako tako sfotografować, była nasza najmniejsza krajowa sikorka - sosnówka. W czasie postoju, w drodze na Wielką Kopę, zobaczyliśmy niewielkie stadko szalejące w tamtejszych iglakach (zapewne sosnach;)). Szczerze mówiąc, spodziewałam się w tym miejscu tych sikorek, gdyż było to dla nich idealne środowisko. Poniżej fotka jednej z nich:

Następnie, schodząc z Wielkiej Kopy do Kamiennej Góry, zauważyliśmy grupkę gili. Na fotce jaskrawoczerwony samiec:

Przed samym miastem, na drucie, zobaczyliśmy samicę kosa...:



...oraz dymówki:



Następnego dnia, o świcie ponownie ruszyliśmy w góry. Las o tej porze był cichy i spokojny. Z gałęzi drzew zwisały krople rosy, mieniąc się w świetle wschodzącego słońca:

Spacer w takiej scenerii to prawdziwa przyjemność. Kiedy wspinaliśmy się do Zamku Bolczów, zobaczyliśmy jednego z tytułowych bohaterów dzisiejszego posta - pełzacza leśnego. Pełzaczy było zresztą w rudawskich lasach mnóstwo, z tym, że obserwacja tych małych ruchliwych ptaków w leśnej gęstwinie to naprawdę trudna sztuka. Tym bardziej cieszę się, że udało nam się zrobić parę fotek jednemu z nich:



Myślę, że poniższe zdjęcie wyjaśnia dlaczego tego ptaka tak trudno zauważyć - pełzacz siedzi na pniu drzewa, jednak w zasadzie jest niewidoczny. Dzieje się tak dzięki jego maskującemu upierzeniu, które doskonale zlewa się z otoczeniem:

Z bliska już dużo lepiej widać piękny wzór na grzbiecie pełzacza:



W mojej ocenie, najlepszą cechą, pozwalającą na odróżnienie pełzacza leśnego od bardzo podobnego ogrodowego, jest długość dzioba, który u tego pierwszego jest wyraźnie krótszy. Mój przewodnik po ptakach, jako cechy odróżniające, wskazuje też różnice w długościach tylnych pazurów, w kolorze podbrzusza i wzorka na grzbiecie. Niemniej jednak w terenie cechy te bardzo trudno uchwycić, gdyż pełzacze są bardzo małe, ruchliwe i rzadko pozwalają na zrobienie dobrego zdjęcia. Poniżej przedstawiam zatem fotki, na których dość dobrze widać różnice w długości dzioba u obu gatunków pełzaczy:
(pełzacz leśny - króki dziób):


(pełzacz ogrodowy - wyraźnie dłuższy dziób. Zdjęcie pochodzi z jednego z wcześniejszych postów i zostało tu dołączone w celach porównawczych;)):

Czasem mam też wrażenie, że pełzacze leśne są drobniejszej budowy od ogrodowych, ale to już moja subiektywna ocena;).
Wracając do naszej górskiej wycieczki dodam, że w pobliżu pełzacza po pniach drzew skakały też kowaliki:




W odróżnieniu od pełzaczy, kowaliki czasami schodzą na ziemię:


W pobliżu zobaczyliśmy też dzięcioła dużego:


W drodze na szczyt Wołek, spotkaliśmy też muchołówkę szarą (choć na fotce wyszła biała;):

A kiedy schodziliśmy z Wołka - niespodzianka - grupka czubatek:). Przyznam, że miałam cichą nadzieję, że w czasie naszej wycieczki spotkamy ten gatunek. Wszak czubatka, to typowo górska sikorka, która szczególnie upodobała sobie iglaki. Swoim wyglądem, zdecydowanie wyróżnia się spośród pozostałych sikorek, m.in., za sprawą sterczącego czubka na głowie. Bardzo się ucieszyłam z tego spotkania, gdyż tej sikorki dotąd jeszcze nie spotkałam w terenie. Niestety, ze względu na ruchliwość tych ptaków, udało nam się zrobić jedną sensowną fotkę:

To samo ujęcie z bliska:

Czubatkom towarzyszyły mysikróliki, równie urocze maluchy, z podobnymi objawami ptasiego adhd:





Po chwili pojawił się również dzięcioł duży i poczułam, że nie nadążam z fotografowaniem:


Ale o to właśnie każdemu obserwatorowi ptaków chodzi - jak najwięcej ptasich modeli, jak najwięcej akcji:). Po całym zamieszaniu z czubatkami, zeszliśmy (podobnie jak poprzedniego dnia) do Kamiennej Góry. Przy samym mieście ponownie spotkaliśmy dzięcioła dużego:

A na zakończenie tego posta, trochę fotek starych poczciwych kuraków:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz