Zeszły weekend obfitował w parkowe ptaszenie. Sobotnie spotkanie z pokrzywnicą zachęciło mnie do kolejnego spaceru. Tym samym, w niedzielę z samego rana, znów przemierzałam parkowe alejki. Będąc nad Kozim Stawem, z zadowoleniem stwierdziłam, że łabędzia para wciąż gości na jego wodach. Te dostojne ptaki, leniwie ruszając łapami, pływały w towarzystwie krzyżówek i czernic. Pięknie przy tym wyglądały w promieniach nieco przytłumionego porannego słońca:
Równie efektownie na wodach stawu prezentowało się stado śmieszek:
A w samym parku, w drodze do ogródków działkowych, tuż przed fontannami, trafiłam na pokaźne stado dzwońców. Ptaki ucztowały pod jednym z drzew. Chyba znalazły tam sporo przysmaków; brały ziarenka w dzioby i je rozłupywały. Poniżej sesja dzwońcowego śniadania:
(samice i osobniki młodociane)
Przy pierwszym wrażeniu, dzwoniec może przypominać wróbla. Z daleka bowiem wydaje się jednolicie szaro ubarwiony. Jednak chwila obserwacji tego łuszczaka, zwłaszcza gdy wędruje po ziemi, wystarczy, by dostrzec żółte brzegi lotek I rzędu, które na złożonym skrzydle tworzą wyraźną żółtą wstawkę. Samce ponadto wyróżniają się żółtozieloną piersią, natomiast samice w tym miejscu mają bardziej stonowane brązowawe kolory. Podobnie jak osobniki młodociane, z tym że one dodatkowo charakteryzują się rozmytym kreskowaniem na grzbiecie. Dalszy ciąg fotek, narazie same samice:
Ptaków było naprawdę sporo. Trochę sobie przy nich postałam, obserwując jak zażerają się nasionami:
Po jakimś czasie, udałam się w kierunku ogródków działkowych. Ale, jak to zwykle bywa, jeżeli jednego dnia w określonym miejscu jest zatrzęsienie ptaków, dzień później, są tam zupełne pustki. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, jeszcze nie udało mi się zrozumieć tego fenomenu. Niedzielna wycieczka na ogródki działkowe potwierdziła tylko moje spostrzeżenia. To niesamowite, że dosłownie dzień wcześniej, dokładnie w tym samym miejscu, ptaków było tyle, że nie wiedziałam, w którą stronę kierować aparat. Niezwykła była przy tym zarówno ich ilość jak i jakość gatunkowa. A na drugi dzień...cicho, pusto...czasem gdzieś przemknął zabłąkany samiec kosa...:
...pojawiło się też parę bogatek:
Wciąż jednak, w żadnej mierze nie przypominało to sobotniego ptaszenia. Ruszyłam więc z powrotem, kierując się w stronę mieszkania. W Alei Lipowej malowniczo zapozowała mi kolejna bogatka:
A w parkowe wykopaliska doskonale wkomponował się gawron:
Krukowatych, jak zwykle o tej porze roku, jest w parku zatrzęsienie, co pozwala na obserwowanie ich zachowań społecznych jak również sposobu żerowania:
(gawrony)
Cóż za ogromne dziobiszcze:
(gawron):
Gawron pomiędzy pniakami:
Poza tym spotkałam wiewiórkę:
Jak również sójkę:
Kiedy minęłam fontanny, ze zdziwieniem zauważyłam, że stado dzwońców wciąż objada się pod drzewem. Myślę, że było to wyjątkowo sute śniadanie. Te żarłoczne łuszczaki tworzyły niezwykle malownicze obrazki w świetle coraz mocniej świecącego słońca. Wciąż dominowały samice:
Po chwili do dzwońców dołączyła bogatka, która również dała niezły pokaz:
A kiedy zeszłam po schodkach i znalazłam się po drugiej stronie dzwońcowego drzewa, wreszcie udało mi się zobaczyć samca, na co wskazywała wyraźnie żółtawa pierś ptaka:
Krótki filmik z udziałem samca:
https://www.youtube.com/watch?v=2UXneJH5-a4
I ponownie samica w towarzystwie bogatki:
(dzwońcowa):
Dobrze się ogrzać w promieniach słońca (a wspomnieć trzeba, że wiał wtedy silny i zimny wiatr):
Po dłuższej obserwacji dzwońców, pozazdrościłam im tej wyżerki i stwierdziłam, że też muszę coś zjeść. Poza tym nieco mi dowiało. Udałam się więc do mieszkania. Z parku wychodziłam odprowadzana czujnym łabędzim wzrokiem...:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz