sobota, 14 kwietnia 2018

W przydomowym ogródku.

Wiosna już zagościła u nas na dobre. Ptaków coraz więcej, wycieczek w teren również i zaczynam nie nadążać z robieniem wpisów na bieżąco:). Ale tak naprawdę dla ptasiarza zawsze lepiej, gdy ptaków jest za dużo niż za mało. Przechodząc do tematu, jak co roku, Święta Wielkanocne spędziłam w Żywcu. Tym razem był to pobyt wyjątkowo obfitujący w ciekawe ptasie obserwacje. Zacznę od naszego domowego ogródka (choć materiału mam co najmniej na dwa dalsze posty:)). No więc, tym razem gościem numer jeden (bo zaobserwowanym po raz pierwszy w naszym ogrodzie) był śpiewak, zwany dla bardziej szczegółowej identyfikacji - drozdem śpiewakiem. Jak powyższe wskazuje, należy on do rodziny drozdowatych i jest blisko spokrewniony z dobrze nam znanymi kosami i kwiczołami. Drozdy te niezwykle pięknie śpiewają i pewnie właśnie stąd wzięła się nazwa gatunku. W czasie mojego pobytu w Żywcu, śpiewak odwiedzał nasz ogród niemal codziennie. Trochę czaił się pod krzewami, a trochę biegał po trawie, wyciągając z ziemi co smaczniejsze kąski (np. soczyste dżdżownice, mniam;)). Ogólnie taka urocza i przyjemna ptaszyna:


Typowe dla śpiewaka zachowanie - nasłuchiwanie szmerów owadów wśród traw, a być może także i żyjątek znajdujących się tuż pod ziemią:




To chyba najczęstsza poza tego ptaka, wydłużona sylwetka, wyciągnięta szyja. Śpiewak ciągle czegoś nasłuchuje i wypatruje. Jest też dość płochliwy, o czym warto wiedzieć, jeżeli chce mu się zrobić dobrą fotkę:






Jednego dnia zobaczyłam nawet dwa osobniki. Tak naprawdę, wydaje mi się, że były trzy, ale jeden z nich szybko czmychnął, więc nie jestem tego do końca pewna. Ale dwóm z nim udało mi się zrobić zdjęcie. Kto wie, może to parka i założą w naszym ogrodzie gniazdo. Akurat tamtego dnia trochę poprószyło śniegiem, więc pogoda nie była zbyt wiosenna:

Prawdziwy strażnik ogrodu;):

W tym miejscu warto wspomnieć, że bliskim krewniakiem śpiewaka jest paszkot, również należący do drozdów. Ptaki te ubarwione są w zasadzie tak samo, więc ich odróżnienie jest nie lada wyzwaniem. O ich identyfikację nie musimy się martwić w parkach czy ogrodach, bo w takim środowisku nie spotkamy raczej paszkota. Jednak już w większych lasach możemy natknąć się na oba te gatunki. Wówczas, o ile to możliwe, warto przyjrzeć się kropkom na brzuchu obserwowanego ptaka. Dla mnie to chyba najlepsza cecha identyfikacyjna. U śpiewaka mają one kształt serduszek (czy grotów, jak wolą inni), natomiast u paszkota są okrągłe. Poza tym u śpiewaka górna część piersi jest lekko żółtopłowa a u paszkota biała. Pomocne mogą być również występujące u paszkota ciemna plama z boku piersi oraz jasna na policzku, przez co jego głowa wydaje się bardzo jasna. Ponadto, ogon paszkota jest znacznie dłuższy, a pióra pod nim, przy końcu ogona jasne, a u jego mniejszego krewniaka - ciemne. Ogólnie też paszkot jest większy i ma wydłużony kształt tułowia, przez co sprawia wrażenie bardziej wyprostowanego, a śpiewak to taka krępa kuleczka. Cechy związane z wielkością ptaków są jednak na ogół mało przydatne w terenie, jeżeli nie obserwujemy obu gatunków ptaków jednocześnie (a tak się raczej nie zdarza). Paszkoty widziałam do tej pory tylko dwa razy, a śpiewaki spotykam w sezonie lęgowym nagminnie, co świadczy o częstotliwości występowania tych ptaków. Paszkota spotkałam pierwszy raz w pobliżu Kudowy Zdroju, a później nad Biebrzą. Zamieszczam poniżej fotki paszkotów dla porównania:
(tu dość dobrze widać okrągłe kropki na brzuchu i białe podogonie)

(na tej fotce z kolei, obok okrągłych kropek na brzuchu, dobrze jest widoczna wspomniana wcześniej ciemna plama na piersi paszkota)

Trzeba przyznać, że kwestia odróżnienia tych dwóch gatunków nie jest prosta. Wracając do posta, poza śpiewakiem, w naszym ogródku gościły również wróble. Do tej pory chyba niewiele (jeśli w ogóle) pisałam o tych ptakach. Chyba faktycznie tak jest, że ornitolodzy i tzw. ptasiarze więcej wiedzą o takich gatunkach jak np. kazarka czy nurogęś niż o wróblach, które mają na wyciągnięcie ręki. Ostatnio jednak o tych sympatycznych szarakach zrobiło się całkiem głośno, bo podobno zanotowano znaczny spadek osobników tego gatunku w miastach. Przyznam, że osobiście tego trendu spadkowego nie zauważyłam, jednak jeśli on występuje, to mam nadzieję, że ulegnie zahamowaniu. Bo czymże byłyby miasta bez wróbli... Poniżej fotki żywieckich wróblaków:
(na paliku samiec, na siatce - samica)

(trzy samice, i na końcu samiec)

(król ogrodu)

 (król ogrodu, a poniżej jego królowa)

(samiec wróbla sfocony z kuchni na piętrze)



Poza tym nasz ogród odwiedził również kolorowy samiec zięby:


Dostojna kawka (prawdopodobnie jedna z tych, które od lat gnieżdżą się na kominie sąsiadów):

Dzięcioł duży:

Szpaki:

Jak również szczygły:




Jak widać, trochę się działo. A to dopiero początek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz