Po ptasich wycieczkach do Bieniowic i Doliny Baryczy, powracam do parkowych klimatów. W czasie moich kwietniowych spacerów po parku (i nie tylko) zauważyłam, że po przerwie związanej z wykopaliskami w parku, na "stare śmieci" powróciły dwa tytułowe gatunki. Pierwsze spotkanie z nimi miało miejsce 15 kwietnia, kiedy to wybrałam się na krótki spacerek do parku. Zacznę jednak od obserwacji pierwiosnków (zaliczanych do świstunek, a dawniej do pokrzewek), które zobaczyłam wśród zarośli przy łące na jednym z wałów. Chyba niechcący odkryłam miejsce ich gniazdowania:
Jeżeli ktoś nie może wypatrzyć ptaka na powyższym zdjęciu, poniżej ujęcie z bliska. Faktycznie, ptasi model doskonale wtopił się kolorystycznie w otoczenie. Jest to jednak idealne dla pierwiosnków miejsce do założenia gniazda:
Ciekawe, czy już wykluły się małe pierwiosnki;). Kiedy tak stałam i obserwowałam buszujące w chaszczach świstunki, w pobliżu na jednym z drzew, zobaczyłam parę kapturek. Jak już wspomniałam wcześniej, ptaki te, na okres robót budowlanych, wyniosły się z parku i teraz najwyraźniej postanowiły tu powrócić. Niezwykle się z tego faktu ucieszyłam, ponieważ brakowało mi ich w parkowej awifaunie. Kapturki (wciąż) zaliczane są do pokrzewek i jest to chyba jedyny gatunek wśród tej rodziny, u którego występuje dymorfizm płciowy (różnice w upierzeniu pomiędzy samcem i samicą). Charakterystyczną cechą kapturek jest czapeczka-kapturek na głowie (stąd nazwa), przy czym u samicy ma ona kolor rdzawy a u samca jest czarna. Już to czyni je ciekawym obiektem obserwacji, a do tego jeszcze pięknie śpiewają. Poniżej mała sesja zdjęciowa kapturek:
(samica)
Z bliska:
(samiec)
Żerując na drzewach, kapturki potrafią wyczyniać niezłe akrobacje:):
Obok kapturek, śpiewał uroczy kluczyk, nasz, można powiedzieć krajowy kanarek. Charakteryzuje się on bowiem jaskrawożółtym upierzeniem brzucha oraz kupra:
Żółty kuperek kulczyka:
Uroczy łuszczak, z tym że malutki i, jeżeli nie siedzi na tak wyeksponowanym miejscu jak na fotkach, trudno go wypatrzyć:
Załączam filmik, na którym słychać miły dla ucha śpiew kulczyka. W moim ptasim przewodniku jest on określany jako "srebrzysty trel" i najpierw pomyślałam, że to trochę dziwne określenie dla śpiewu ptaka. Ale potem wyobraziłam sobie skrzące się w słońcu płatki śniegu i uznałam, że ten śpiew by dobrze do nich pasował jako podkład muzyczny. Więc może coś w tym jest;):
https://www.youtube.com/watch?v=ZcaPMbqwz6Y
W pobliżu tego ptasiego towarzystwa dostrzegłam również parkę grubodziobów w pięknych, wyrazistych szatach godowych:
Po jakimś czasie, na wałach zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi i ptaki się pochowały. Stwierdziłam wówczas, że przejdę się nad rzekę. Po drodze spotkałam drzemiącego pod krzakiem grzywacza, który leniwie otwarł oczy kiedy go mijałam, po czym zapewne powrócił do przerwanej drzemki:
A nad rzeką - kolejna niespodzianka. Już kiedy przechodziłam obok gołębia, słyszałam dobiegające znad Młynówki charakterystyczne głosy krętogłowów. To kolejny gatunek, który wrócił na dawne lęgowiska. Zaczęłam więc, przy pomocy lornetki oczywiście, przeglądać korony drzew, gałęzie, ale długo nie mogłam niczego zobaczyć. Wszak krętogłowy znane są z tego, że doskonale wtapiają się w otoczenie. Po dłuższym jednak czasie, kiedy już prawie straciłam nadzieję na ich "namierzenie", udało mi się dostrzec parę krętogłowów. Ptaki wyraźnie zalecały się do siebie. Niewątpliwie zatem, przymierzały się do lęgu. Poniżej efekty moich zmagań z krętogłowami. Zdjęcia nie są najlepsze, ale dla mnie mają istotny walor dokumentacyjny. Inne, artystyczne na pewno się pojawią przy którymś z następnych postów;):
Zdjęcie poniżej jest doskonałym przykładem tego, jak trudno zobaczyć krętogłowa na tle pnia drzewa, nawet jeżeli patrzy się z bliskiej odległości (a to zdjęcie jest jednak robione z daleka, bo ptaki siedziały w koronie wysokiego drzewa). Jednak obserwowane przeze mnie osobniki były "wyluzowane", więc udało mi się zrobić jako takie fotki. Gdyby jednak ptaki zechciały się ukryć, nie pomógłby tu nawet najlepszy sprzęt optyczny:
Jak widać, jeden z krętogłowów żerował zwieszając się trochę głową w dół z jednego z konarów drzewa. Ja zaś stałam na ziemi i z zadartą w górę głową i wyciągniętymi ramionami, starałam się sporządzić przyzwoitą dokumentację fotograficzną. Muszę przyznać, że nie było to łatwe zadanie. Obok mnie przechodzili wówczas ludzie i patrzyli to na mnie, to w górę drzewa. Ale jestem pewna, że żadnego ptaka na nim nie zauważyli. Poniżej dalszy ciąg krętogłowowej sesji:
Po jakimś czasie krętogłowy zrobiły to, o czym wcześniej pisałam; umilkły, gdzieś się schowały i nie sposób było je znaleźć. Zanim jednak skierowałam się w stronę mieszkania, w pobliżu miejsca żerowania krętogłowów, sfotografowałam szpaczą dziuplę:
Oraz jednego z jej gospodarzy:
I jeszcze panią kos wyjadającą coś z jednego pniaka:
Wieeeelki szacun za krętogłowa!
OdpowiedzUsuń