Jak wspomniałam w jednym z poprzednich postów, po ptaszeniu na zbiorniku Jutrosin w dniu 21 listopada, postanowiliśmy wybrać się jeszcze do Doliny Baryczy. Pogoda tego dnia była piękna, więc stwierdziliśmy, że warto odwiedzić to miejsce, tym bardziej, że według informacji otrzymanych przez nas w drodze sms, miała tam przebywać czajka towarzyska (konkretnie na stawie Jamnik). Kierując się w stronę największego na Dolnym Śląsku kompleksu stawowego, na jednej z przydrożnych polan, zobaczyliśmy myszołowa. Drapieżnik wyraźnie zajęty był konsumowaniem zapewne niedawno upolowanej ofiary. Kiedy zatrzymaliśmy się, by go sfotografować, myszak spojrzał na nas...:
...następnie, wziął w dziób swoje żarełko i odleciał nieco dalej:
Na przybliżeniu wyraźnie widać trzymanego przez myszołowa gryzonia:
Po chwili drapol ponownie przystąpił do śniadania, a my, nie chcąc go już stresować, pojechaliśmy dalej. Po niecałej godzinie byliśmy już w Dolinie Baryczy, konkretnie w miejscowości Jamnik. Nad brzegiem stawu o tej samej nazwie zastaliśmy grupkę zawiedzionych ptasiarzy, bo - jak się okazało - spodziewana czajka towarzyska odleciała gdzieś daleko i już nie było jej widać. Trochę sobie z nimi pogawędziliśmy, aż w końcu wszyscy odjechali, a my zostaliśmy nad stawem sami i mogliśmy się skupić na "skanowaniu" zbiornika. Naszą pierwszą obserwacją był młodociany bielik posilający się padliną do spółki z wroną oraz mieszańcem wrony i czarnowrona. Początkowo miałam szerzej opisać ten wątek w niniejszym poście, jednakże wspomniane ptaki zaprezentowały nam tak ciekawe i rozbudowane zachowania na żerowisku, że uznałam, że historię z bielikiem i wronami opiszę w kolejnym poście. Po wspomnianej obserwacji, zaczęliśmy przeglądać dalsze części stawu. I w pewnym momencie - niespodzianka - daleko, daleko (niestety) od brzegu, na jednej z wysepek wystających z wody, wylądował jakiś ptak. Wspomagając się zarówno lornetką jak i lunetą, udało mi się zobaczyć, że tym ptakiem jest sokół wędrowny:). Ależ się ucieszyłam. Jest to bowiem kolejny nowy gatunek na naszej krajowej liście, do tego sokoły wędrowne to w naszym kraju bardzo rzadkie ptaki. W latach 60-tych wyginęły u nas zupełnie, jednak od lat dziewięćdziesiątych prowadzona jest u nas reintrodukcja gatunku. W wielu przypadkach udało się odbudować tzw. populacje miejskie (np. w Warszawie sokoły gniazdują na Pałacu Kultury i Nauki, w Głogowie z kolei na kominie huty:)). Gorzej z populacjami leśnymi, chociaż ostatnio przeczytałam w necie, że sokoły bardzo powoli wracają także do lasów. Więc oby tak dalej. Wciąż jednak jest tu mowa o maksymalnie kilkudziesięciu parach w skali całego kraju. Jest to zatem niewiele. Opisywana obserwacja została przeze mnie zgłoszona na portalu birdwatching.pl i została przyjęta. Wracając do naszej wycieczki, zanim napiszę parę słów o cechach wyglądu tego pięknego sokoła, zamieszczam fotkę z naszej obserwacji. Jak widać na niej, ptak znajdował się bardzo daleko od brzegu, więc zrobienie dobrego zdjęcia było praktycznie niemożliwe. Niemniej jednak, liczy się dokumentacja;). Na dalszym planie, za sokołem, możemy zobaczyć sporo niewielkich ptaków - są to różnego rodzaju siewkowce, wśród nich na pewno były czajki (w sensie "nasze", zwyczajne, niekoniecznie towarzyskie;)), te ptaki z długimi szyjami to czaple siwe, natomiast po prawej stronie zdjęcia, przy trzcinowisku, spaceruje dorosły bielik. A na pierwszym planie (o ile można to tak określić) nasz bohater - sokół wędrowny:
Jak czytamy w Collinsie, dorosłe sokoły wędrowne są łupkowoszare z wierzchu, dolna część grzbietu, kuper i pokrywy nadogonowe jaśniejsze - sinoszare. Spód ciała biały, przy czym w dolnej części piersi i na brzuchu znajdują się czarniawe prążki. Górna część piersi biała. Charakterystyczne są również ciemny (też łupkowoszary) kaptur na głowie i wyraźne szerokie "wąsy". Jak to zwykle bywa u ptaków szponiastych, samica jest sporo większa od samca, ale podczas naszej obserwacji, z powodu odległości, nie sposób było ustalić płci fotografowanego sokoła. Podsumowując, sokoły wędrowne to niezwykle piękne ptaki, a przy tym najszybsze stworzenia latające na świecie (największa zanotowana prędkość to 322 km/h). Jako jedne z niewielu, potrafią upolować jerzyki (poza tym jest w stanie to uczynić chyba jego bliski krewniak - kobuz, ale nie jestem pewna; niewykluczone więc, że ta sztuka udaje się jednak tylko sokołowi wędrownemu). Poniżej zamieszczam ujęcia z jako takiego przybliżenia (na ile to było możliwe). Niemniej jednak, w celu dokładnego przestudiowania pięknego upierzenia tego niezwykłego drapola, zainteresowanych odsyłam do Internetu:
(czyszczenie piórek na wyspie)
Na tej fotce (po zgraniu i jeszcze większym przybliżeniu) dość dobrze widać kontrast pomiędzy ciemnym grzbietem a jasnym brzuchem oraz wspomniane "wąsy":
Kiedy tak staliśmy i obserwowaliśmy sokoła, w pewnym momencie Mąż zauważył, że od brzegu po lewej stronie, oderwała się pierzasta turkusowa strzała, po czym przeleciała przed nami przez cały staw w poprzek i zniknęła w krzakach po prawej. Był to, jak można się domyślić, zimorodek. Mąż wykazał się niezwykłym refleksem i cały przelot zimorodka uwiecznił aparatem. Przy okazji szacun również dla naszego sprzętu, że ani na chwilę nie stracił tego pięknego modela z soczewki:). Poniżej efekty wspomnianej sesji zdjęciowej:
I wlot w krzaki. Wprawdzie ostrość już trochę gorsza, ale uważam, że aparat świetnie dał sobie radę z niesfornym zimorodkiem:
Wspaniała sesja zdjęciowa:). Podsumowując, wyjazd do Doliny Baryczy okazał się niezwykle udany. Mimo że nie udało nam się zobaczyć czajki towarzyskiej, to jednak zaobserwowaliśmy nowy dla nas i rzadki w naszym kraju gatunek, z tym że inny niż pierwotnie zamierzaliśmy. A to jeszcze nie koniec atrakcji tej nadbaryckiej wycieczki, ale o tym co jeszcze działo się na stawie Jamnik, będzie już w następnym poście. Tymczasem, wszystkim Czytelnikom bloga życzę dużo zdrowia i radości w Nowym Roku, w tym wielu ciekawych spotkań z naszymi pierzastymi przyjaciółmi:).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz