poniedziałek, 6 września 2021

Jak to z dudkiem w Rudzie Sułowskiej było.

Jak pisałam w poprzednich postach, głównym celem naszej wycieczki do Doliny Baryczy w dniu 18 lipca były stawy w Potaszni. Jednak, kiedy ruszyliśmy stamtąd w drogę powrotną do Legnicy, Mała zaczęła nieco protestować;). Postanowiliśmy więc zatrzymać się w Rudzie Sułowskiej, żeby coś zjadła i trochę odpoczęła. I to był, niezamierzony wprawdzie, ale - strzał w przysłowiową dziesiątkę:). Kiedy bowiem wysiedliśmy z samochodu, naszym oczom ukazała się "falująca" od strony rzeki w naszym kierunku sylwetka...dudka. No więc, łapię aparat, próbuję wycelować, ale nie łapie mi ostrości. Dudek przelatuje i znika w oddali, na łące, w wysokich trawach. No nie, już sobie pomyślałam, że to powtórka z moich dotychczasowych bezowocnych fotograficznych zmagań z tym gatunkiem. O nieudanych próbach sfotografowania dudka pisałam w tych postach:

(w poście dotyczącym pobytu nad Biebrzą, jak widzę, jedynie wspomniałam o moich staraniach w celu uwiecznienia tego niesfornego ptaka, ale tak naprawdę - na czatowaniu na niego spędziłam co najmniej jeden poranek; chyba już nie chciałam się o tym rozpisywać, bo byłam bardzo niezadowolona;))
 
https://perkozowa.blogspot.com/2016/05/wiosenne-migawki-znad-biebrzy-dwor.html
 
(i kolejne spotkanie z dudkiem, również w Dolinie Baryczy przy okazji tłicza na płatkonoga płaskodziobego)
 
https://perkozowa.blogspot.com/2020/08/patkonog-paskodzioby-w-dolinie-baryczy.html
 
Tym razem jednak postanowiłam, że tak łatwo nie odpuszczę. Jak zauważyłam, dudek niósł w dziobie jakieś robale; najpewniej zatem karmił młode. Stwierdziłam więc, że za jakiś czas powinien lecieć z powrotem. I miałam rację, za jakieś 15 minut, dudek poderwał się z łąki i znów skierował się w stronę rzeki. No i co z tego, skoro znowu nie cyknęłam mu zdjęcia, aaaaaa. Mimo że pięknie usiadł na słupie, nie udało mi się go namierzyć. No nic, czekamy dalej. Kilkanaście kolejnych minut - gadzina wraca na łąkę. Znów coś niesie w dziobie, czyli chyba mam rację, co do karmienia młodych. Tym razem już pstrykam fotki jak leci, niech się zrobi cokolwiek. No i zrobiło się "cokolwiek". Ale ja bardzo się ucieszyłam - w końcu mam zdjęcia dudka:):
(na słupie poniżej - mewa)




Dudek znów zapadł się w łąkę, tym razem na dłużej...Wróciłam więc do samochodu z Małą, a Mąż pozostał na miejscu i jakiś czas czatował z aparatem. Dudek jednak już się nie pokazał. A przynajmniej tak nam się wydawało, bo kiedy wróciliśmy do Legnicy i obejrzałam zdjęcia w mieszkaniu, okazało się, że Mężowi udało się jednak "wyczatować" dudka i zrobił mu dwa piękne ujęcia, kiedy siedział nad łąką, na słupie:):


To moje ulubione, takie "dudkowe":


W tym miejscu warto wspomnieć, że dudki należą do naszych najpiękniejszych ptaków. Połączenie kolorów - białego, czarnego i pomarańczowego oraz bardzo charakterystyczny czub na głowie powodują, że nie sposób pomylić go z innym gatunkiem. Dawniej, obok zimorodka, kraski i żołny zaliczany był do kraskowych, obecnie należy do dzioborożców. Jest u nas nielicznym gatunkiem lęgowym; można go spotkać w dolinach większych rzek, jak Biebrza czy właśnie Barycz. Jak przeczytałam ostatnio, zwiększa on w naszym kraju liczebność, co niezmiernie mnie cieszy. Wracając do naszej wycieczki, poza dudkiem zobaczyliśmy również mazurki:


I jeszcze jakiegoś ciekawie wyglądającego ptaka...Może to ortolan? Ale by było;):

Po tym pełnym wrażeń przystanku, Mała - najedzona i zadowolona - zasnęła, a my ruszyliśmy do Legnicy. Jak się tak zastanowić, to obserwację tą zawdzięczamy Małej, bo gdyby się nie zbuntowała, nie zatrzymalibyśmy się w Rudzie i nie zobaczylibyśmy dudka. A tak, nareszcie, udało mi się sfotografować tego niesfornego ale jakże pięknego ptaka. Teraz już dudki sposobią się do odlotu, mam jednak nadzieję, że będzie ich wciąż w Polsce przybywać i będziemy mogli cieszyć oczy tymi niezwykle barwnymi, niczym motyle, ptakami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz