Po świątecznym urlopie na Śląsku, czas powrócić do Goliszowa. Korzystając z pięknej pogody, w dniu 26 kwietnia o poranku (jeszcze przed 6-tą), udałam się do Goliszowa. Kiedy wsiadałam do samochodu na parkingu przed naszym blokiem, na dachu przylegającej do niego fryciarni, zobaczyłam pustułkę. Siedziała spokojnie i obserwowała okolicę. Ucieszyłam się, gdyż był to bardzo miły początek ptaszenia:
A kiedy spojrzałam na staw po prawej stronie (od strony Dobroszowa), zachwyciłam się...Słońce przepięknie oświetlało taflę zbiornika:
Do tego ta mgła tuż nad wodą i sunące w jej oparach ptaki...no, coś pięknego. Co roku wiosną obserwuję to zjawisko i jest to jeden z najpiękniejszych, moim zdaniem, spektakli przyrody. Co ciekawe, takie obrazki występują tylko na tym jednym stawie, pozostałe są wolne od mgieł. Widocznie na tym panuje specyficzny mikroklimat, który wyzwala takie efekty. Jedynym minusem jest to, że nie da się tego uchwycić na zdjęciach; wychodzą niewyraźne i niewiele na nich widać. Trochę jednak oddają klimat niezwykłego wiosennego poranka, dlatego niezmiennie nie mogę się powstrzymać, by ich nie wykonywać;):
(zaloty perkozów dwuczubych we mgle...czyż nie jest romantycznie?)
(senne, nierozbudzone jeszcze czernice, ale komu by się chciało wychylać spod tak miękkiej "puchowej" pierzynki;))
Chwilę później znalazłam się już przy kolejnym stawie. A tam zupełnie inny klimat, zero mgły i obraz "żyleta". Tym razem zaloty perkozów mogłam obejrzeć bardzo dokładnie. Nawet udało mi się nagrać ten cudny godowy taniec:
(w tle słychać trzciniaka, ale przede wszystkim brzęczkę, która akustycznie zdominowała nagranie)
https://www.youtube.com/watch?v=JW2WYAeE0kE
Poza perkozami, po stawie leniwie pływały głowienki (na zdjęciu - samiec):
Po tych obserwacjach, podjechałam do następnego zbiornika. Niemal natychmiast zauważyłam sunącego po tafli dostojnego łabędzia niemego. Sporych rozmiarów narośl u nasady dzioba sugeruje, że był to samiec:
W trzcinowisku natomiast, drugi z łabędzi (obstawiam, że samica), odbywał poranną toaletę na gnieździe:
Następnym moim celem były stawy "za winklem". Jadąc w ich kierunku, w stałej miejscówce, zaobserwowałam śpiewającego samca potrzosa. Ciekawie wyglądał, kiedy wydając z siebie kolejne godowe dźwięki, mocno odchylał głowę do tyłu. Udało mi się to nawet uwiecznić na nagraniu, na którym, oprócz głównego bohatera, słychać ponownie trzciniaka i brzęczkę. Te dwa gatunki były wówczas chyba najbardziej aktywnymi wokalnie i najgłośniejszymi w kompleksie:
https://www.youtube.com/watch?v=gYGfNOZnUqY
A tu już staw z rampą i charakterystyczny dla niego krajobraz z łódką przy brzegu:
Na samym stawie natomiast, poza łyskami i krzyżówkami, udało mi się wypatrzeć perkozka. Aparat jednak odmówił posłuszeństwa i nie udało mi się zrobić porządnej fotki. Mimo tego, da się zauważyć, że przywdział on już szatę godową. Można to rozpoznać po bordowej głowie i szyi oraz żółtych plamkach po obu stronach dzioba:
Dodatkowo w pobliżu pojawił się potrzeszcz, który, siedząc na jednym z krzewów, rozpoczął poranną toaletę:
Chwilę później, udało mi się zrobić udaną fotkę jednego z licznych na polach i nad polami skowronków:
Natomiast, kiedy już zbliżałam się do Dobroszowa, w oddali na drodze przede mną, zobaczyłam idące po ziemi dwa ptaki, które, jakby "przytulone" do rosnących przy trakcie krzewów, szły szybko, charakterystycznie kiwając kuprami. Cały ten obrazek nie pozostawiał wątpliwości, że były to kuropatwy. Bardzo się ucieszyłam, bo uwielbiam te ptaki. Moja radość z perspektywy czasu okazała się jak najbardziej uzasadniona, gdyż jak się ostatecznie okazało, było to moje jedyne spotkanie z tym gatunkiem w tym sezonie (kuropatwy zwykle widuję tylko wiosną):
Jeszcze jedno spojrzenie na intruza...:
I hyc, w krzaki. I tyle je widziałam. Ruszyłam więc dalej i, w samym Dobroszowie, udało mi się jeszcze sfotografować dymówki. Jak zawsze piękne, jak zawsze eleganckie i niepłochliwe, siedziały na linii energetycznej niby nutki na pięciolinii...:
I hyc, w krzaki. I tyle je widziałam. Ruszyłam więc dalej i, w samym Dobroszowie, udało mi się jeszcze sfotografować dymówki. Jak zawsze piękne, jak zawsze eleganckie i niepłochliwe, siedziały na linii energetycznej niby nutki na pięciolinii...:
Jak zawsze cudne zdjęcia. Klimat niesamowity.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:).
OdpowiedzUsuń